80 tys. m2 kolektorów słonecznych dzięki NFOŚiGW. NFOŚiGW dofinansuje chętnych zainwestować w odnawialne źródła energii

2012-07-24 12:33
Jan Rączka, prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
Autor: NFOŚiGW

O dofinansowaniu do kolektorów słonecznych, o tym jak przekonać Polaków do odnawialnych źródeł energii i nowym programie dopłat do budownictwa energooszczędnego rozmawiamy z Janem Rączką, prezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

NFOŚiGW jest pierwszą państwową instytucją wspierającą właścicieli domów, którzy chcą zainwestować w odnawialne źródła energii. Dopłata 45% do kredytów przeznaczonych na zakup i montaż kolektorów słonecznych do podgrzewania wody użytkowej zrobiła w Polsce furorę.

Skala zainteresowania tym programem przekroczyła oczekiwania NFOŚiGW. Z dopłat skorzysta 20 tys. gospodarstw domowych. Nie chodziło nam o to, żeby dopłacić wszystkim chętnym na kolektory, bo Narodowego Funduszu na to nie stać. Za 300 mln złotych, bo tyle przeznaczyliśmy na dopłaty, wywołaliśmy temat, który prawie dwa lata jest obecny w mediach.

Na początku programu zakładaliśmy cenę kolektorów na poziomie 2500 zł/m2. Dzięki popytowi, jaki wykreowaliśmy, spadała ona średnio 50 zł na kwartał. Otwarte zostały dwie fabryki paneli słonecznych, powstało wiele firm instalacyjnych. Dziś nasi beneficjenci kupują kolektory po 2180 zł/m2. W 2011 r. w Polsce zamontowano 240 tys. m2 paneli słonecznych, z tego dzięki NFOŚiGW – 80 tys. m2.

Kto najczęściej decyduje się na kolektory słoneczne?

Początkowo myśleliśmy, że będą to właściciele domów, którzy płacą największe rachunki, a więc ogrzewający ciepłą wodę prądem. Tymczasem niespodzianka – najczęściej z dopłat korzystają użytkownicy kotłów węglowych. Jak widać, czynnik ekonomiczny wcale nie jest jedynym motorem inwestycji Polaków w odnawialne źródła energii. Chodzi jeszcze o wygodę – o to, by od kwietnia do października móc zapomnieć o tym, że w kotłowni stoi kocioł na węgiel i trzeba w nim palić, by mieć ciepłą wodę.

Krytycy programu dofinansowania wyliczają, że dopłata

państwa do kolektorów słonecznych nie stanowi wcale 45% kosztów inwestycji, lecz zaledwie 19%. Resztę „zjada” koszt kredytu oraz podatek. Są też opinie, że program powstał, by napędzić bankom klientów...

Z naszych wyliczeń wynika, że dotacja netto wynosi 30% kosztów inwestycji. Co jest złego w tym, że banki obsługują program dopłat? Narodowy Fundusz nie ma sieci przedstawicielstw w kraju. Mieliśmy otworzyć 200 oddziałów w Polsce? Zdecydowanie tańszym rozwiązaniem było powierzenie dystrybucji bankom. Korzystamy z pośrednictwa ponad tysiąca oddziałów bankowych, dzięki czemu zapewniamy równy dostęp wnioskodawców do naszego dofinansowania. Taka usługa musi kosztować, ale i tutaj jest aspekt rynkowy – banki rywalizują między sobą o klienta, obniżając marżę. Są też inne programy finansowania kolektorów słonecznych, na przykład za pośrednictwem gmin. To model często stosowany w przypadku funduszy unijnych. Te modele się uzupełniają i to ma sens.

Patrzymy na Niemcy i inne kraje. Wszędzie tam ekologia i energooszczędność to dziedziny, w których państwo zdecydowanie wspiera dopłatami obywateli, a ci masowo inwestują w zieloną energię, szczególnie w baterie słoneczne. Dzięki stałym taryfom (feed in tariff) prywatni inwestorzy przez 20 lat mają zapewnioną wysoką cenę za sprzedawany do sieci prąd. Na tym tle działania Narodowego Funduszu to kropla w morzu potrzeb...

W Niemczech wszyscy jeżdżą luksusowymi samochodami i my też byśmy tak chcieli, lecz nas nie stać. Polska jest za biedna, żeby pomagać wszystkim. Wysiłek państwa jest nakierowany na wielką energetykę, bo w tym sektorze może ono być najbardziej efektywne (im większa instalacja do pozyskiwania odnawialnych źródeł energii (OZE), tym mniejszy koszt jednostkowy). Niemcy są dla nas wzorem, ale... właśnie obniżają stawki taryf stałych do instalacji słonecznych. Przez lata dawali obywatelom tak dobre warunki finansowe, wykreowali tak silny popyt, że teraz mają problem z nadmiarem prądu z OZE. Gdybyśmy szli ich śladem, jak wielkie zobowiązania wzięłoby na siebie państwo, gwarantując części obywateli wysokie dopłaty do prądu? Ceny technologii do pozyskiwania energii ze słońca i wiatru wciąż spadają – jesteśmy spóźnieni w stosunku do innych krajów, ale dzięki temu mamy szansę na masowe skorzystanie z bardziej zaawansowanych rozwiązań technologicznych, i to zdecydowanie taniej, niż udało się to w Niemczech. Gdy nadejdzie ten moment, że będzie się opłacało kupować urządzenia do pozyskiwania OZE bez dotacji, bardzo szybko gospodarstwa domowe nasycą się panelami słonecznymi, wiatrakami, urządzeniami kogeneracyjnymi. Tu nie potrzeba wielkich inwestycji rozłożonych w czasie jak w wielkiej energetyce. Nasze zapóźnie działa na naszą korzyść.

Narodowy Fundusz ogłasza właśnie nowy program – dopłat do kredytów na budowę domów energooszczędnych. Energooszczędność jest ważniejsza niż odnawialne źródła energii?

Tak. Ze zleconych przez nas badań wynika, że ludzie są gotowi inwestować w budownictwo energooszczędne, nawet pomimo niewielkiego wsparcia państwa. Co trzeci ankietowany deklaruje jako cel budowę domu pasywnego, jeśli dostanie dopłatę do kredytu w wysokości 40 tys. zł. Widzę dwie przyczyny tak pozytywnej reakcji prywatnych inwestorów. W Polsce standardy energetyczne budynków są nieracjonalnie niskie. Buduje się domy, których zapotrzebowanie na energię do ogrzewania wynosi średnio 105 kWh/m2/ rok. Powstają one nie dlatego, że ludziechcą mieć takie domy, tylko dlatego, że taki standard określają przepisy, więc Polacy sądzą, że są to parametry wystarczające. Tak nie jest! Drugi powód zainteresowania energooszczędnością jest taki, że sam cel jest racjonalny. Ludzie rozumieją, że inwestują w niższe koszty utrzymania domu, w swoje bezpieczeństwo finansowe, w wyższą wartość nieruchomości. Dyrektywa unijna z 2010 r.w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, która zacznie obowiązywać od stycznia 2021 r., stawia za cel budownictwo o niemal zerowym zużyciu energii. Energia niezbędna do eksploatacji budynku ma pochodzić w znacznym stopniu ze źródeł odnawialnych. Co to znaczy dla nas? To, że dziewięć nadchodzących lat może być dla polskiego budownictwa straconych, jeśli w tym czasie zbudujemy milion domów i mieszkań w obowiązującym standardzie, który nowy dom kwalifikuje do natychmiastowej termomodernizacji.

Milion domów w standardzie z poprzedniej epoki? Znów zapytam o rolę państwa...

Gdybym ja był na miejscu ministra infrastruktury, zabiegałbym o to, by dyrektywy unijne w sprawie budownictwa wchodziły w życie wcześniej. Racjonalny ustawodawca powinien co dwa-trzy lata zaostrzać przepisy, żeby przyzwyczaić inwestorów, architektów, wykonawców do coraz wyższych wymagań względem domu. Ponieważ nie widzimy zapału ustawodawczego, a widzimy wielkie rezerwy energooszczędnościowe w budownictwie, chcemy – jako Narodowy Fundusz  – ten proces zainicjować. 40 tys. zł będzie wynosiła dopłata do kredytu dla inwestorów budujących dom w standardzie pasywnym (15 kWh/m2/rok), 20 tys. zł – w standardzie domu energooszczędnego (40 kWh/m2/rok). O połowę niższe będą dopłaty do kredytów na mieszkania.

Nowy program dopłat do budownictwa energooszczędnego

Trwają prace nad programem dopłat do kredytów hipotecznych osób budujących domy energooszczędne i pasywne. Przyjmowanie wniosków rozpocznie się najprawdopodobniej w I kwartale 2013 r. Dopłata będzie uzależniona od osiągniętego przez budynek wskaźnika zapotrzebowania na energię użytkową do ogrzewania. Domy jednorodzinne: 40 kWh/m2/rok – 20 tys. zł (brutto), 15 kWh/m2/rok – 40 tys. zł (brutto). Nowy program dopłat do budownictwa energooszczędnego

Cele programu: • objęcie dopłatami do 16 tys. domów i mieszkań budowanych w standardzie domu pasywnego lub energooszczędnego; • wsparcie budownictwa energooszczędnego; • rozwój rynku technologii energooszczędnych w Polsce; • zgromadzenie kompetencji potrzebnych do budowy budynków o niemal zerowym zużyciu energii od 2021 r.; • ograniczenie emisji CO2 o 50 tys. ton na rok.

To bardzo wyśrubowane parametry dla domu. Trudno zbudować dom pasywny.

Silna pozytywna reakcja respondentów nastraja nas do tego, żeby poprzeczkę stawiać wysoko. Na program przeznaczamy 300 mln zł – to nie jest dużo, bo dotacje otrzyma do 16 tys. beneficjentów, którzy spełnią kryteria stawiane ich domom. To ułamek z miliona domów i mieszkań, które powstaną do końca dekady. Znów nie chodzi nam o to, by wspierać dotacją wszystkich budujących, lecz o wywołanie tematu i pobudzenie rynku. Chcemy dotrzeć do społeczeństwa z przekazem na temat tego, jak ważna jest energooszczędność. Program kierujemy też do deweloperów. Będą mieli motywację, by budować lepiej, ponieważ wtedy ich klienci otrzymają dopłatę do kredytu.

Wymieńmy korzyści z programu dopłat do budownictwa.

Pierwsza korzyść dla beneficjenta to zbudowanie domu, którego koszty ogrzewania nie będą spędzały snu z powiek. Druga – powołując się na doświadczenia szwajcarskie – klient, który dba o energooszczędność, jest bardziej wiarygodny dla banków. Co za tym idzie – maleje ryzyko niespłacenia kredytu, a więc i jego koszt. Marża od kredytu z dopłatą nie powinna być duża. Po trzecie, nasz beneficjent inwestuje w wartość swojej nieruchomości. Po 2020 r., kiedy zaczną obowiązywać nowe standardy unijne dla domów, skokowo wzrośnie świadomość kupujących – podstawowym kryterium stanie się energooszczędność. Tylko domy o najwyższych parametrach zachowają wartość rynkową. Domy, choćby zbudowane kilka lat wcześniej, ale bez troski o wysoką izolacyjność i wykorzystanie OZE, będą mniej atrakcyjne dla potencjalnych kupców i na pewno przez to niżej wyceniane. Chcemy to uświadomić społeczeństwu.

W jaki sposób Narodowy Fundusz będzie weryfikował parametry energetyczne domów?

Jest z tym kłopot, bo przecież banki nie znają się na budowie domów pasywnych. Planujemy wyłonić w konkursie partnera specjalizującego się w analizie efektywności energetycznej, który będzie oceniał projekty ubiegające się o dofinansowanie. Chcemy weryfikować projekty domów – to najlepszy etap inwestycji, w którym można jeszcze ocenić przyjęte rozwiązania i podpowiedzieć, jak osiągnąć cel energetyczny. Zdajemy sobie sprawę z zagrożeń, bo przecież wiadomo, że Polak lubi zmieniać założenia w trakcie budowy. Dlatego oczywiście ważne będzie, czy budynek został wybudowany zgodnie z projektem. Banki mogą przeprowadzać wyrywkowe kontrole na budowach beneficjentów. Warunkiem koniecznym będzie też oświadczenie kierownika budowy, że dom wybudowano zgodnie z projektem, czego potwierdzeniem jest certyfikat energetyczny. Nie chcemy być nadmiernie ambitni, dlatego nie zdecydowaliśmy się ani na próbę szczelności budynku, ani badanie kamerą termowizyjną, ani żądanie od inwestorów rachunków za ogrzewanie budynku. Liczymy na racjonalność programu. Wszystkim – Narodowemu Funduszowi, bankom, inwestorowi – zależy na dobrze zbudowanych domach energooszczędnych. Powtarzamy trochę doświadczenia niemieckie – tam dopłaty do budynków energooszczędnych sprawiły, że powstał standard takich budynków. Liczymy, że podobnie stanie się w Polsce.

Kiedy program dopłat do kredytów wejdzie w życie?

Jeśli zostanie zatwierdzony przez Radę Nadzorczą NFOŚiGW, zacznie działać w pierwszym kwartale 2013 r. Wnioski będziemy przyjmować do końca 2018 r., a dopłaty wypłacać do 2022 r. Z programu będą wyłączone domy ogrzewane węglem, określona zostanie też minimalna sprawność instalacji grzewczej. Warto podkreślić, że o dotację będą się mogli starać także inwestorzy prowadzący budowy systemem gospodarczym. Inwestycja nie może trwać dłużej niż trzy lata, a dopłata do kredytu będzie wypłacana po jej zakończeniu. O przyznaniu dotacji będzie decydować kolejność zgłoszeń.

Szkoda, że nie wystarczy pieniędzy dla wszystkich chętnych...

Ale na pewno energooszczędność stanie się tematem ważnym dla Polaków, a mechanizmy rynkowe sprawią, że budownictwo przestawi się na oszczędzanie energii. Od tego nie ma odwrotu – tylko czy wszyscy o tym wiedzą?

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Nasi Partnerzy polecają
Czytaj więcej

Materiał sponsorowany