Anna Kamińska: Lubię sama wszystko sprawdzić
Rozmowa z Anną Kamińską, redaktor naczelną miesięcznika “Murator"
Od 10 lat jest Pani redaktor naczelną „Muratora”, ale związki z branżą budowlaną mają dłuższą historię…
- Decydując się na studia na Politechnice Warszawskiej, na kierunku inżynierii środowiska, automatycznie wchodzi się w branżę budowlaną, bo to jest wydział zaliczany do kierunków budowlanych. Inżynier-instalator jest w środku procesu budowlanego…
Czy podczas Pani studiów dużo kobiet kształciło się na kierunkach budowlanych?
- W zasadzie tak. W tamtych czasach do najbardziej kobiecych kierunków, czyli takich obsadzonych pół na pół albo nawet z przewagą pań, należała Architektura i właśnie Inżynieria Sanitarna i Wodna. Nie wszystkie specjalności były jednakowo „babskie”, bo już na przykład budownictwo hydrotechniczne było zdecydowanie męskie. Oczywiście, tylko część z moich koleżanek związała się potem zawodowo z branżą. Czasem decydował o tym przypadek, tak jak do pewnego stopnia u mnie, a czasem okoliczności sprawiły, że musiały wycofać się do innych, przede wszystkim lepiej płatnych zajęć. Kilka z nich podjęło na przykład pracę przy projektowaniu oczyszczalni ścieków na Siekierkach (niedawno zrezygnowano z jej budowy), po czym po kilku latach przekwalifikowały się i zaczęły projektować stacje nadawcze sieci komórkowych. Po prostu w obszarze ochrony środowiska nie dało się wyżyć. Za mało było zleceń, za dużo kłopotów z płatnościami i firmy specjalizujące się w takim budownictwie zaczęły padać. Ja też zaczynałam od projektowania przez 4 lata oczyszczalni ścieków. Wdrażaliśmy wówczas, często po raz pierwszy, patenty ze skali laboratoryjnej do skali technicznej. To było niezwykle ciekawe doświadczenie. A potem dostałam propozycję współpracy z Wydawnictwem MURATOR. I tak już zostało.
Dzisiaj, która z profesji jest Pani bliższa?
- Uważam, że nasze dziennikarstwo, chociaż bardzo specjalistyczne, to raczej branża medialno-wydawnicza, mimo że ma związek z budownictwem. To jest taki związek pół na pół, wymagający łączenia dwóch umiejętności, bo umiejętność robienia gazety to jedno, a znajomość dziedziny to drugie. Czyli w moim przypadku obie są jednakowo ważne. Ponieważ tę rozmowę dedykujemy kobietom, Pani jak mało kto z racji kontaktów zawodowych, ma znakomite rozeznanie – dużo jest pań w branży budowlanej? - Jest niewiele kobiet. W działach technicznych jest mało, na kierowniczych stanowiskach jeszcze mniej. Najwięcej pracuje w działach marketingu, promocji i PR. W wykonawstwie jest ich znikoma liczba, w projektowaniu jest już lepiej. I te proporcje w zasadzie nie zmieniają się od lat, chociaż forsowany jest pogląd, że do budownictwa trafia więcej kobiet. Owszem, sporo kobiet kończy takie studia, ale później częściej podejmują pracę w działach nazwijmy je obsługowych, a nie w obszarach związanych stricte ze wznoszeniem obiektów lub produkcją materiałów budowlanych.
Czyli nadal jest to męska branża. A czy kobiety, którym jednak udaje się przełamać ten stereotyp, mają jakieś szczególne cechy charakteru?
- Cechy charakteru chyba rzeczywiście decydują o ich statusie zawodowym, ale z drugiej strony muszą też być zainteresowania. Może właśnie to powoduje, że mężczyźni są większością w tej branży, bo oni po prostu bardziej interesują się techniką. Tak po prostu jest. Ale, oczywiście, są wyjątki. Na przykład szefem kontroli jakości w ogromnej firmie Fakro jest kobieta. Do jej obowiązków należy dbałość o certyfikaty, kontrola produktów. Myślę, że tam takie cechy charakteru jak dokładność, upór, systematyczność, dobra organizacja pracy to jedno, a z drugiej strony taka funkcja musi być połączona z ogromną wiedzą, zainteresowaniem, ze znajomością tego co się robi.
Autor: Archiwum prywatne
Anna Kamińska pod obrazem Renoira w Ermitażu...
„Murator” jest ulubionym miesięcznikiem osób planujących budowę domu, z drugiej strony w 40% czytany jest przez wykonawców i profesjonalistów z branży. Czyli znalazł uznanie w świecie mężczyzn, chociaż jest to miesięcznik prowadzony przez większość swojej historii przez kobiety i jest redagowany głównie przez kobiety… Jakie to ma przełożenie na Pani zawodowe kontakty?
- Nigdy nie miałam kłopotów z powodu tego, że jestem kobietą. Zresztą nasi czytelnicy czy kontrahenci przeważnie nie zdają sobie sprawy, że gazetę robi kobiecy zespół. My z kolei staramy się robić pismo takie, jakie nas, gdybyśmy byli jego czytelnikami, najbardziej by satysfakcjonowało. W redakcji jest sporo kobiet - inżynierów, które bardzo profesjonalnie, z zainteresowaniem traktują swoje dziedziny i myślę, że to w tym pozytywnym sensie „odbija” się w gazecie. Uważam, że podział na informacje dla kobiet i dla mężczyzn jest sztuczny. My po prostu staramy się, żeby pismo było po prostu ciekawe, niezależnie od tego kto je czyta. Ja nie wyznaję poglądu, że informacje dla kobiet powinny być przygotowywane w specjalny sposób, a dla mężczyzn inaczej. Wyjątek jest tylko wtedy, gdy chodzi o konkretny produkt, temat przeznaczony wyłącznie dla kobiet lub wyłącznie dla mężczyzn, wówczas przekaz rzeczywiście powinien być ukierunkowany. Jeżeli zaś rzecz dotyczy wszystkich jednakowo, to powinna być opisywana językiem uniwersalnym. Dużą wagę przy redagowaniu gazety przykładamy do tego, żeby całą wiedzę merytoryczną, również ten slang budowlany, przełożyć na prosty język zrozumiały dla nie-fachowca, ale człowieka inteligentnego, szukającego wiedzy. I jeszcze trzeba to zrobić w taki sposób, żeby informacji nie zinfantylizować, nie spłycić, nie zrobić tekstu na poziomie „bla bla bla”. Chcemy mówić o budowaniu normalnym językiem, tylko odzierając wiedzę ze slangu. I to się udaje.
Kobiety, które pracują z pasją, zazwyczaj również prywatnie okazują się osobami z szerokim spektrum zainteresowań, często diametralnie różnych od tych zawodowych. Redaktor naczelna „Muratora” też na pewno nie żyje wyłącznie budownictwem i materiałami budowlanymi, chociaż z tego żyje…
- Przyznam się, że o ile jest to możliwe, lubię sprawdzać „na sobie” różne rzeczy, zanim jakaś wiedza pójdzie do gazety. Ostatnim tego przykładem jest zakup kilku różnych łopat do śniegu i wypróbowanie ich, a było na czym, która jest rzeczywiście najlepsza. Już nie zdążyliśmy tego opisać w „Muratorze”, bo skończył się sezon, ale mam swoje zdanie na ten temat i to jest bardzo satysfakcjonujące. Mam też za sobą budowę domu jednorodzinnego, byłam inwestorem zanim trafiłam do miesięcznika, więc czuję się teraz uczciwiej, gdy oceniamy coś w gazecie. Razem z mężem zakładaliśmy też ogród, kupowaliśmy rośliny i sadziliśmy je. Samodzielnie zrobiliśmy automatyczne podlewanie, ostatnio całkowicie zmieniliśmy oświetlenie ogrodu. Lubię spędzać czas w ogrodzie – kopać, siać, przesadzać – to mnie odstresowuje. Mam już dorosłe dziecko, więc i czasu po pracy mam dla siebie trochę więcej, dlatego zapisałam się na kurs historii sztuki (taki dla maturzystów). Zawsze mnie to interesowało, a teraz świat się otworzył, można podróżować wszędzie, zwiedzać muzea i oglądać różne zabytki. Jest przykro, gdy wtedy wychodzą braki, mieszają się style i artyści. Postanowiłam więc uzupełnić wiedzę w tej dziedzinie. Mam nadzieję, że nigdy już nie pomylę Édouarda Maneta z Claudem Monetem. A jak widzę budynek z attyką, to już wiem, że attyka polska to renesansowy wytwór i właśnie to przychodzi mi na myśl a nie opinia, że jest to produkt PRL-u.
A jak kurs się już skończy, to…
- Muszę wrócić języków obcych. W tym roku zaliczę historię i od razu zajmę się dalszym szlifowaniem rosyjskiego. Dlaczego rosyjski? Przede wszystkim dlatego, że w tym języku ukazują się na Ukrainie pisma MURATORA. W szkole nie chciałam się uczyć rosyjskiego, bo to był przymus. Teraz rozumiem już nie tylko zajawki na okładce, tytuły i leady w naszych zagranicznych wydaniach i zaczyna mi to sprawiać przyjemność. Tym bardziej, że w tym języku jest do przeczytania naprawdę piękna literatura. Ale niezależnie od moich dodatkowych zainteresowań i planów, na pewno pozostanę wierna mojej pasji testowania różnych rzeczy… Lubię poznawać świat empirycznie.