Beata Bigda: tęsknota za „sztuką czystą”
- Miłe wspomnienia staram się utrwalać pisząc przeróżne tekściki i kolekcjonując pamiątkowe fotografie - mówi Pani Beata. Rodzina i praca wypełniają jej czas, choć jak sama mówi, udaje jej się wydobyć parę chwil na rysunek, malarstwo, grę na instrumentach klawiszowych i podróże...
Pani Beata Bigda jest architektem, współprowadzi pracownię projektową BB Studio Architektoniczno-Budowlane ZREMB, prowadzi Internetową Galerię Sztuki art-imaginis.net, pełni funkcję Sekretarza wrocławskiego Koła Macierzy Ziemi Cieszyńskiej, pisze także o architekturze. Ukończyła Kierunek Architektura i Urbanistyka na Wydziale architektury Politechniki Wrocławskiej.
Pierwsze pytanie do architekta to: czy architekt to artysta, czy rzemieślnik? Może to powinno się ze sobą łączyć? Na Pani przykładzie, mam nieodparte wrażenie, że architekt musi być artystą, aby móc najwłaściwiej tworzyć otaczającą nas przestrzeń...
- Jestem przekonana, że wszystkie dziedziny sztuki należą do wspólnej przestrzeni. Trudno więc zdecydowanie rozdzielać muzykę od sztuk pięknych, literatury, czy nawet architektury. Ileż to razy podziwiane w galerii sztuki obrazy - przywołują kojarzące się z nimi rytmy i melodie; albo poetyckie strofy lub barwne literackie opisy wywołują z wyobraźni czytelników rozświetlone, pełne kolorów i kształtów panoramy, place, zaułki, wnętrza, postacie?
Dlatego nie mogę pogodzić się z tym, że w naszym kraju architektura postrzegana jest przede wszystkim jako rzemiosło inżynierskie - a nie dziedzina sztuki. Tymczasem architektura to przecież SZTUKA KSZTAŁTOWANIA PRZESTRZENI. Architekt z prawdziwego zdarzenia to twórca – wrażliwy odbiorca otaczającej go trójwymiarowej tkanki, która oddziaływuje na żywe istoty kształtem, bryłą, proporcjami, barwą, fakturą powierzchni, często również zapachem i dźwiękiem. Co nie oznacza, że należy zapomnieć o rzemiośle, a więc: ergonomii; funkcjach, jakie obiekt ma pełnić; czy o zagadnieniach technicznych; materiałowych; ekonomicznych; itd. Dlatego uprawianie architektury jest szczególnie złożonym przedsięwzięciem – na dodatek nieodłącznie związanym ze skoordynowaną współpracą wieloosobowych zespołów: projektantów, wykonawców, inwestorów.
Tak więc trochę z tęsknoty za "sztuką czystą" ciągle wracam do rysunku, malarstwa, muzyki, a ostatnio również, coraz częściej, pisarstwa. Tutaj wszystko zależy tylko ode mnie, jestem wolna, nieskrępowana przepisami, opłacalnością inwestycji, terminem sporządzenia dokumentacji projektowej. Uprawianie sztuki na co dzień ćwiczy nie tylko wyobraźnię, ale też "rozszerza horyzonty" – wiele spraw widzi się dogłębniej i wyraźniej, częściej rozbudzona inwencja twórcza pomaga w sprawnym dotarciu do nieosiągalnych wcześniej efektów w innych dziedzinach...
"Pożegnanie z życiem"
Przepiękny dziś dzień w uzdrowisku
powietrze jak zawsze kryształowe
choć słońce praży bez przeszkód.
Na ławce, pod bujnie zieleniejącymi lipami
i smakowicie czerwieniejącym bukiem
widziałam śmierć łaskawą -
- dopadła starszą panią w tak urzekającym otoczeniu.
Piersi woskowe, bezwolnie drżące
w rytmie uciśnięć mostka
Siwe włosy rozrzucone przez powiew
nieznanej energii niebytu.
Obok - wprost w trawie leżący -
z rozpaczy zmartwiały mąż.
Niemożliwe - czy naprawdę został sam
na tym pięknym świecie?
Co dalej?
Cisza dojmująca, pustka bolesna
i śpiew ptaków.
Duszniki Zdrój, sierpień 2009.
Czy malarstwo to Pani największa pasja, czy może jednak nad wszystkimi góruje architektura?
- W dzieciństwie otaczała mnie artystyczna aura. Moja mama – nauczycielka muzyki i choreograf – prowadziła młodzieżowe zespoły pieśni i tańca, tworzyła autorskie przedstawienia chóralno – taneczne i teatralne. Z kolei mój tato – nauczyciel plastyki i modelarstwa lotniczego, sam był niegdyś studentem w klasie prof. Bonieckiego (ucznia Leona Wyczółkowskiego). Wzrastałam wśród książek, obrazów mojego ojca i żywej muzyki. Codzienne rysowanie, malowanie, gra na różnych instrumentach muzycznych, taniec, występy z naszym zespołem, udział w programach telewizyjnych, ćwiczenia literackie były treścią moich szczenięcych lat. Im więcej się działo – tym było ciekawiej!
Autor: Archiwum prywatne| rys. Beata Bigda
Ta potrzeba wypełniania czasu własną twórczą aktywnością pozostała przy mnie już na zawsze. Pozbawiona możliwości działań artystycznych usycham i tracę poczucie sensu istnienia.W końcu po to żyjemy, żeby jakaś cząstka tego świata stała się dzięki nam choć trochę piękniejsza i bardziej przyjazna dla innych. Realizacji tego właśnie celu służyć powinna najdobitniej właśnie Architektura.
Malarstwo jest dla mnie iluzoryczną rzeźbą – przedstawioną na płaszczyźnie trójwymiarową przestrzenią. Cieszę się, że jako architekt poznałam tajniki perspektywy – to bardzo ułatwia operowanie formami przestrzennymi w dwóch wymiarach arkusza papieru, czy płótna.
Autor: rys. Beata Bigda
Dobór techniki wykonania zależy od zamierzonego tematu i charakteru pracy. Bardzo lubię malować pastelami lub farbami olejnymi , czasem po prostu rysuję ołówkiem, czy piórkiem, a niekiedy powracam do dziecięcej techniki – papierowej wycinanki, czy nieco „doroślejszego” collage’u.
Spełnieniem moich marzeń byłoby namalowanie takiego obrazu, który w sposób czytelny dla oglądających oddałby nastrój chwili, czy też miejsca, które próbuję przedstawić. W dążeniu do tego celu ciągle popełniam błędy, ale przecież nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Myślę, że mimo porażek - warto próbować dalej! W zmierzaniu do... tkwi głęboki sens - to przecież esencja życia!
Wiem, że pochodzi Pani z bardzo muzykalnej rodziny i sama gra Pani na instrumentach klawiszowych. Jak zaczęła się Pani przygoda z muzyką?
- Na fortepianie (pianinie) grałam od dziecka. Jako 7-letnia dziewczynka rozpoczęłam swój pierwszy kontakt z instrumentem od - między innymi - krótkich utworów Jana Sebastiana Bacha – i tak stopniowo rozsmakowałam się w polifonii, opartej na kontrapunkcie. Zawsze zupełnie elektryzowała mnie harmonia muzyki barokowej, ale również ogromną ciekawość budziły we mnie bardzo rzadko wykonywane utwory renesansowe lub pochodzące z pogranicza renesansu i baroku.
Po latach okazało się, że tzw. "muzyka dawna" cieszy się coraz większą popularnością wśród melomanów. Odkrywamy urok nieznanych i niedocenianych wcześniej utworów , i coraz częściej wykonujemy je na instrumentach z epoki (lub raczej - na ich współczesnych kopiach).
Pozytyw - przodek organów - jest jednym z takich właśnie instrumentów, należących do grupy instrumentów dętych zwanych aerofonami, w których źródłem dźwięku jest drgający słup powietrza. Przenośna odmiana pozytywu - portatyw - bardzo ciekawy instrument, o oryginalnym, niezbyt donośnym dźwięku - świetnie nadaje się do kameralnych wnętrz, np. małych kościołów...
Autor: Archiwum prywatne
Im dłużej gram na - przeróżnych zresztą - instrumentach klawiszowych, tym więcej zupełnie nowych barw i znaczeń odsłania przede mną ta muzyka. Wykonywanie utworów kompozytorów baroku i późnego renesansu jest dla mnie ekscytującą podróżą w czasie, co oczywiście nie oznacza, że klasycy, czy romantycy nie pobudzają mojej wyobraźni...
Ma Pani czas czas na prowadzenie biura architektonicznego, malowanie, także dla dorastającej córki? Jak to możliwe, że łączy Pani tyle różnych pasji? Kiedy Pani odpoczywa?
- Mam nadzieję, że powiodły się moje próby stworzenia (wspólnie z mężem) błogiego - lecz jednocześnie pełnego pozytywnej aktywności i interesujących doświadczeń dzieciństwa naszej córce.
Autor: Archiwum prywatne
To jedna z moich pasji – bajeczna kraina szczęśliwości przecież czeka tylko na naszą dobrą wolę, by się otworzyć. Wspólne podróże, zwiedzanie Polski i Europy, wieczorne opowieści (rodzinne i historyczne), zabawy artystyczne i sportowe… miło znaleźć chwilę nawet w tak przeładowanym obowiązkami grafiku na takie przyjemności.
Okazuje się, że im więcej zadań czeka na realizację, tym łatwiej się zmobilizować do sprawnego, efektywnego działania. Jeśli tylko towarzyszy nam autentyczna pasja – przeniesiemy góry! Ta stara zasada niezawodnie się sprawdza.
Autor: Archiwum prywatne
Pozostając w temacie podróży. Co mnie miło zaskakuje to to, że zwiedza Pani Polskę...
- Intensywne życie zawodowe zmusza czasem do wygospodarowania choćby krótkich chwil na relaks – bez tego niemożliwe byłoby bowiem sprawne funkcjonowanie. Tak, najbardziej cenię sobie kontakt z naturą – tak zmienną i bogatą w różnych krajach i strefach klimatycznych. Nieodmiennie w ten sposób „ładuję” swoje energetyczne zasoby na długie miesiące.
Autor: Archiwum prywatne
Podróże połączone ze zwiedzaniem zabytków i interesujących, niebanalnych miejsc w Polsce i za granicą - to świetna terapia antystresowa, a przy tym pasjonująca przygoda intelektualna. Każda wyprawa to jednocześnie empiryczna lekcja historii i kultury narodów i społeczeństw, ale też poznawanie ich współczesnego oblicza.
Autor: Archiwum prywatne
Po takich doświadczeniach nabiera się dystansu do własnego życia i z innej perspektywy spogląda się na nasze swojskie "podwórko". Nieuchronnie narzucające się porównania – prowadzą czasem do nieco gorzkiej refleksji: jakże byłoby wspaniale, gdyby poszanowanie drugiego człowieka, uczciwe i twórcze życie dla dobra nas wszystkich (a więc i dla każdego z nas, z osobna!) – stało się w naszym - skądinąd przepięknym kraju - normą! Brakuje tak niewiele, by te marzenia mogły się urzeczywistnić!
Wierzę, że w XXI wieku zapanuje w Polsce twórcza energia działań pozytywnie i trwale kształtujących nasz wspólny los. Mamy sporo do udoskonalenia – zwłaszcza w dziedzinie efektywnej współpracy i sprawnej organizacji działań grupowych. Swoboda przedsiębiorczych jednostek i firm jest często paraliżowana przez rozbudowany i niespolegliwy system administracji i służb publicznych. Wiele wartościowych inicjatyw przez to upada.
Z drugiej zaś strony – jest bardzo dużo dziedzin aktywności, które nas na tle innych krajów chlubnie wyróżniają, m.in.: osiągnięcia na niwie artystycznej - rzeźba, grafika, malarstwo, ale też muzyka (zarówno wykonawstwo, jak kompozycja), literatura i teatr – utrzymują się od dawien dawna na bardzo wysokim poziomie. W architekturze – najciekawsze efekty osiągamy przede wszystkim w konkursach (a więc swobodna, intelektualna myśl koncepcyjna góruje nad skomplikowanym i boleśnie merkantylnym procesem realizacji inwestycji). W budownictwie wszyscy zauważamy sukcesywny postęp techniczny, choć nie brakuje problemów natury finansowej i organizacyjnej (wynikających przede wszystkim z niedoskonałości naszego prawa i "sinusoidalnie" zmiennej koniunktury).
Jest Pani wzorem kobiety Renesansu! Tak rozległe zainteresowania, związane ze sztuką, a także historią i architekturą robią wrażenie. Chciałabym zapytać jeszcze o historię, zauważyłam bowiem, że ma Pani dużą wiedzę, np. na temat Cieszyna.*
- Wszystko, co dzieje się obecnie – ma swoje korzenie w przeszłych wydarzeniach. Trudno więc byłoby w oderwaniu od historii danego miejsca i jego mieszkańców zrozumieć wiele zjawisk i świadomie uczestniczyć we współczesnym życiu.
Nasza Ojczyzna (w pewnych zakresach) jest specyficznie zróżnicowana – do dziś można spostrzec charakterystyczne różnice w mentalności lokalnych społeczności, a nawet w sposobie zabudowy i stopniu zurbanizowania - w zależności od niegdysiejszej przynależności danego terenu do jednego z trzech zaborów. Tymczasem - niezwykłe i specyficznie odrębne w skali naszego kraju są dzieje Ziemi Cieszyńskiej. Kto dziś ma świadomość, że Księstwo Cieszyńskie (istniejące od 1290 do 1918 roku - 628 lat historii!) nigdy nie znalazło się pod zaborami?! W latach 1290-1653 władała nim miejscowa linia Piastów. Dopiero w 1653 roku przeszło pod panowanie m.in. Habsburgów. W 1772 roku, w wyniku I rozbioru Polski, do Austrii przyłączono Galicję graniczącą z Księstwem Cieszyńskim, które jednak zachowało autonomię jako część Cesarstwa Austrii. Nie przeszkodziło to jednak w rozwoju w Księstwie Cieszyńskim, głęboko patriotycznej polskiej społeczności z wielowiekowymi tradycjami. Nie mówi się o tym dzisiaj prawie wcale, że w 1918 roku to tutaj właśnie, na cieszyńskim Rynku - w Domu Narodowym - dokonano zaprzysiężenia wójtów gmin Ścisłego Komitetu Spiskowego. Mieszkańcy Cieszyna jako pierwsi ogłosili wówczas rezolucję o przynależności Ziemi Cieszyńskiej do Polski!
* - mąż Pani Beaty, Stefan Bigda, również architekt, z którym współprowadzi pracownię projektową BB Studio Architektoniczno-Budowlane ZREMB, pochodzi z Cieszyna - [przyp.red.]
Autor: Archiwum prywatne
Czy wśród tak wielu zainteresowań jest coś czego chciałaby Pani jeszcze w życiu spróbować? Czego można Pani życzyć?
- Chciałabym, żeby czasami frymuśne zdrówko pozwoliło mi jeszcze - wspólnie z najbliższymi - odwiedzić między innymi zjawiskowe fiordy norweskie, tajemniczą Szkocję, fantastyczną Barcelonę, ale też słynny polski "trójkąt turystyczny", artystyczny i kulturalny: Puławy – Kazimierz Dolny – Nałęczów.
W dzieciństwie marzyłam, by zostać pilotem - w poczuciu wolności i profesjonalnego panowania nad własnym losem zmierzyć się z nieokiełznanym żywiołem.
Teraz moim dojrzałym marzeniem jest doczekanie chwili - kiedy na świecie dostrzeże się to, co w Polsce naprawdę wartościowe i cenne. Jeśli sami docenimy prawdziwe kompetencje, ludzi mądrych, z inicjatywą i pomysłem, a odrzucimy małostkowość, niechęć i niemoc - cel na pewno osiągniemy. Byłabym szczęśliwa, gdyby i mnie udało się, chociaż w drobnym zakresie, uczestniczyć w tym procesie. Rozwiniemy wtedy skrzydła i pokonamy granice, do tej pory uznawane za nieosiągalne.