Czas na budowy inżynieryjne

2006-04-28 17:47
Marek Stefański
Autor: Archiwum Pol-Aqua

Branża robót inżynieryjnych, m. in. ekologicznych czy drogowych, była dotąd niedoceniana przez budownictwo. By wykonywać takie prace, potrzebne jest odpowiednie zaplecze: specjalistyczny sprzęt i wykwalifikowane kadry. Dziś cieszy nas każdy kontrakt na sumę nie mniejszą niż 10 mln euro, startując do przetargu - możemy sobie pozwolić na ofertę w cenie zbliżonej do kosztorysu inwestorskiego.Rozmowa z Markiem Stefańskim, prezesem zarządu Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua.

Na przełomie czerwca i lipca planują państwo pierwszą publiczną emisję akcji. Dla firmy inżynieryjnej, i to z polskim kapitałem, decyzja o wejściu na giełdę to bez wątpienia sukces. Co na niego wpłynęło?
W spółkę Pol-Aqua, która powstała w 1990 roku, z kapitałem jednej złotówki, od początku inwestowałem sam - byłem i nadal jestem jej większościowym akcjonariuszem. Kapitał zakładowy firmy podnosiłem, nie biorąc żadnej dywidendy z zysków. Pieniądze kierowałem w kapitał zapasowy i na stosowne inwestycje wewnątrz firmy. Oczywiście raz było lepiej, raz gorzej. Szczególnie trudne były lata 2001 i 2002, na uruchomienie wielu inwestycji - przy których byliśmy już daleko zaawansowani - nie pozwoliło nam prawo, musieliśmy nawet ograniczyć zatrudnienie. Do tego nałożyły się upadłości niektórych dużych firm, m. in. PIA Piasecki, a banki zaczęły nas traktować na równi z przedsiębiorstwami budowlanymi. To był okres ogólnie zły dla całej branży. Sprzedaż udało nam się zwiększyć w roku 2003 - była już ona o 40 proc. wyższa niż w roku 2002. Dynamiczny wzrost obserwowaliśmy w roku 2004 - sprzedaż sięgnęła wówczas 100 mln zł. Zaś rok 2005 potwierdził tendencję wzrostową. Wyniki za rok ubiegły rok dowodzą 27-procentowego wzrostu sprzedaży i 166-procentowego wzrostu zysku netto spółki w stosunku do roku 2004 (przychody ze sprzedaży i zysk netto wyniosły - odpowiednio - 132,14 mln i 16,36 mln zł - przyp. red.). Wydaje mi się, że jest to sukces tym większy, że działamy w specyficznej i nie docenianej dotąd przez inwestorów polskich branży.

Na co przeznaczą państwo środki z emisji?
Na zakup sprzętu budowlanego i transportowego, budowę bazy dla tego sprzętu oraz na inwestycje w spółki wchodzące w skład grupy kapitałowej. Mamy ich trzy, przy czym strukturę jednej z nich - Eko-Aqua, będącej właścicielem nieruchomości w Piasecznie - zamierzamy w najbliższym czasie uprościć. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd ma zezwolić na emisję akcji, które będą stanowiły ponad 20 proc. kapitału spółki.

Wartość satysfakcjonującego dziś państwo kontraktu to... ?
Nie mniej niż 10 mln euro. To w związku ze wzrostem sprzedaży się zmieniło, bo wcześniej cieszyliśmy się, podpisując kontrakt na poziomie od 800 tys. do 2 mln zł. A wartość kontraktu w wysokości 5 mln zł oznaczała dla firmy święto. Konkurencji jest dziś jednak mniej. Do niedawna na przetargu pojawiało się średnio od dziesięciu do dwudziestu oferentów. Obecnie jest ich dwóch, trzech, czasem jeden, firmy nie stosują przy tym zabiegów dumpingowych. Dlatego możemy sobie pozwolić na ofertę w cenie zbliżonej do kosztorysu inwestorskiego. Bardzo ważne jest też posiadanie własnego, specjalistycznego sprzętu. Przekonałem się, że na sprzęcie dzierżawionym pracuje się mniej efektywnie - powiedziałbym nawet, że tempo takich prac jest o 30 do 50 proc. wolniejsze.

Jak ocenia Pan przygotowanie gmin w Polsce do realizacji tak dużych kontraktów?
Uważam, że nie są one do tego przygotowane w sposób dostateczny. Większość inwestycji, związanych z pracami drogowymi czy w zakresie ochrony środowiska - w które właśnie się wpisujemy - dofinansowuje Unia Europejska. I mają one bardzo krótki termin realizacji, tj. do 2011 roku. Sposobem na pozyskanie z Unii środków, opiewających na miliardy euro, wydaje się stworzenie procedur przetargowych w oparciu o tzw. żółtego Fidica. Oznacza to, że firma, która wygrywa przetarg, na podstawie własnej koncepcji musi przygotować projekt, następnie uzyskać zezwolenie na budowę i wykonać prace pod klucz. Okazuje się, że firm projektowych jest w Polsce bardzo mało, a rynek tworzą głównie projektanci działający w pojedynkę. Stanowi to plus o tyle, że bardzo dobrze sprawdzają się oni w roli podwykonawców robót: najlepiej znają lokalny rynek, obyczaje ludzi, władze administrujące drogami, kanalizacją, elektryką, telekomunikacją. Są również specjalistami, jeśli chodzi o znajomość topografii terenu. Myślę, że firmy projektowe z Zachodu nie stanowią dla nich konkurencji. My na przykład, realizując kontrakt w oparciu o żółtego Fidica, szukamy zazwyczaj miejscowej firmy projektowej. To kwestia 3-4 proc. kontraktu.

Rozumiem, że wartość kontraktu nie jest warunkiem bezwzględnym przystąpienia do przetargu. Co jeszcze o tym decyduje?Marża, i jest ona dla nas najważniejsza. Przed przystąpieniem do przetargu, a na podstawie kosztorysu inwestorskiego dostępnego w Internecie, robimy symulacje dotyczące opłacalności umowy. Zdarza się więc, że wolimy wziąć udział w kontrakcie za 5 mln euro z dobrą marżą niż za 20 mln euro ze złą marżą. Tym niemniej za wyborem droższych zleceń przemawia to, że pracuje przy nich tyle samo osób, co przy tańszych. By robić wiele kontraktów drobnych, i jeszcze na tym zarobić, nie wystarczyłoby nam kadry.

A czy to, w jakim dziale budownictwa oferowane są prace, również może wpłynąć na przystąpienie do kontraktu?
Tak. Zdecydowanie najwięcej specjalistów mamy w zakresie budowy sieci kanalizacyjnych: sanitarnych i deszczowych. Dlatego podejmowanie takich prac jest dla nas priorytetem. Zresztą nie raz już zdarzało się, że gdy do wykonania były specjalistyczne prace związane z kanalizacją, firma zamawiająca wybierała nas - nie dyskutując o cenie. Wiedziała bowiem, że roboty ukończymy w terminie. Jeśli chodzi o budownictwo ekologiczne, budowę oczyszczalni i wodociągów stawiamy więc na drugim miejscu. Te ostanie budować mogą nawet zwykłe firmy budowlane, tzn. nie o profilu inżynieryjnym. Interesuje nas również budownictwo drogowe. Dlaczego? Bo w istocie roboty inżynieryjne stanowią 80 proc. prac związanych z budową dróg. Zanim wyleje się beton, w pasie drogowym poprowadzić trzeba wszystkie sieci: czy to kanalizacyjne, czy elektryczne bądź gazowe. Np. przy budowie centrum handlowego Arkadia w Warszawie wszystkie drogi, dochodzące do obiektu - łącznie ze ślimakami wjazdowymi, zjazdowymi, parkingiem i skrzyżowaniem przy ul. Słomińskiego - robiliśmy my.

Czy podjęliby się państwo prac związanych z udrażnianiem rzek w Polsce?
To zależy od warunków kontraktu, choć - sądzę - do rozmów bylibyśmy gotowi przystąpić. Mnie takie prace nie są obce, bowiem po powodzi w stanie wojennym przez pięć lat byłem kierownikiem budowy przy usuwaniu szkód na Wiśle. W ramach tych prac przekładałem m. in. koryto rzeki w rejonie Płocka. Kluczowe dla efektu rozmów mogłyby się natomiast okazać szczegóły: czy wystarczy melioracja, tzn. regulacja stosunków wodno-powietrznych w glebie, czy regulować trzeba jeszcze dno, np. poprzez kopanie koparką na pontonie. W zakresie budownictwa wodnego, bardziej skomplikowanego niż naziemne a dotychczas zaniedbywanego, jest na pewno wiele do zrobienia.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Czytaj więcej

Materiał sponsorowany