Czy są szanse na zmiany w budownictwie?

2006-03-10 13:56

My, budowlani, potrafimy zbudować każdą ilość mieszkań...Z Januszem Zaleskim, wiceprezesem Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, rozmawia Bożena Wielgo

Czy po zmianie rządu jest szansa na zmiany w budownictwie?
Rząd zapowiedział budowę 3 mln mieszkań w ciągu 6 lat. Szybko się jednak z tego wycofał i z 3 milionów zrobiło się 200 tysięcy.
Mam 40-letnie doświadczenie w budownictwie i pamiętam takie czasy, kiedy budowaliśmy 200 tys. mieszkań rocznie. Ale były inne warunki; po pierwsze - taka była wola polityczna, po drugie - potencjał, który to realizował, był dosyć duży.
Zajmowały się tym fabryki domów. Przez wiele lat miałem przyjemność być dyrektorem jednej z nich i wiem, co to znaczy budować 200 tys. mieszkań rocznie. Praca była ciągła - na trzy zmiany.
Sądzę, że w Polsce nie ma potrzeby tworzenia programów budownictwa mieszkaniowego, żeby coś się zmieniło. My, budowlani, potrafimy zbudować każdą ilość mieszkań, jaka będzie gospodarce potrzebna.

W takim razie co jest przeszkodą?
Uważam, że nie mamy sprawnego systemu finansowania budownictwa mieszkaniowego. Pojawiają się wprawdzie jakieś pomysły, ale nie są one dobre dla przeciętnego obywatela.
Program, który ogłosił rząd - zbudowanie 200 tys. mieszkań w ciągu sześciu lat - jest oczywiście do zrealizowania. Natomiast program finansowania budownictwa przeznaczonego dla osób o najniższych dochodach czy dla samotnych matek jest bardzo ograniczony. To nie jest to, na co czeka społeczeństwo. Ten rząd na dobrą sprawę nie przygotował dotąd żadnego programu, który byłby szerzej akceptowany przez środowisko.
W Polsce ciągle mówi się o dwóch milionach brakujących mieszkań, ale wciąż nie ma takiego sposobu finansowania, który byłby obliczony na kieszeń człowieka zarabiającego 3 tys. złotych miesięcznie. Brakuje takich instrumentów, które pozwoliłyby zwykłemu człowiekowi o określonych dochodach zrealizować zakup mieszkania i równocześnie byłoby go stać na spłacanie rat. Czy standard mieszkania powinien być taki czy inny, to właśnie powinny rozstrzygnąć regulacje związane z finansowaniem budownictwa. Jednego będzie stać na apartament, innego - na skromne mieszkanie o odpowiednio niższym standardzie. Ale takiego systemu dzisiaj nie ma...

Czy widzi Pan jednak jakieś szanse dla budownictwa, bo na razie narzekamy...
Nie, nie narzekamy. Takie są po prostu realia. Poza tym uważam, że minęło zbyt mało czasu; trudno, żeby po 100 dniach rząd stworzył nam takie perspektywy.
Sądzę jednak, że w Polsce są mądrzy ludzie, którzy mają doświadczenie w tych sprawach i którzy na pewno znajdą sposób na to, żeby stworzyć taki system finansowania, który będzie służył społeczeństwu. Stwórzmy warunki do tego, żeby budowlani mogli budować mieszkania i żeby ludzi było stać na zakup tych mieszkań.
Jest jeszcze jeden problem - bezrobocie. 2 mln 773 tys. bezrobotnych w 2005 roku - to bardzo dużo. Są to jednak oficjalne dane. Sądzę, że nawet 40 proc. "bezrobotnych" pracuje, ale w szarej strefie.
Bezrobociu sprzyja także brak systemu, który umożliwiłby migracje w poszukiwaniu pracy i mieszkanie tam, gdzie ta praca jest. Jesteśmy mało mobilni, bo praktycznie nie ma systemu budownictwa na wynajem. Jeśli np. dostanę ofertę pracy w Opolu, to jak mam podjąć tę pracę, skoro mam mieszkanie w Warszawie i jestem do niego przywiązany jak chłop do ziemi? Owszem, mogę się zdecydować, ale wtedy będę prowadził dwa domy. A dwa domy to podwójne koszty. Byłoby dobrze, gdyby rząd popatrzył na ten problem łaskawym okiem i pomyślał, jak go rozwiązać.
Proszę przypomnieć sobie czasy, kiedy np. budowaliśmy Port Północny; ilu ludzi z Polski pojechało na budowę tego portu. Dziś takie możliwości są bardzo ograniczone. Wkrótce w naszym kraju pojawią się duże inwestycje finansowane przez światowe koncerny, więc będą potrzebni ludzie do pracy. Lokalny rynek pracy zaspokoi jedną trzecią tych potrzeb. Pozostałych ludzi trzeba będzie sprowadzić z kraju. I tu mogą pojawić się problemy z zapewnieniem mieszkań.

Jak Pan sądzi - kiedy ta dziedzina gospodarki wróci do normalności? Ile czasu potrzeba, aby można było powiedzieć, że budownictwo jest kołem zamachowym polskiej gospodarki?
Ja nigdy nie wierzyłem w to zamachowe koło gospodarki, bo tak naprawdę cała sytuacja ma jeszcze inne uwarunkowania. Po pierwsze - kwestia stabilności prawa. Nie można rozpocząć normalnego działania, jeśli się zmienia prawo, a mówiąc językiem potocznym zmienia się konie pośrodku rzeki. Tak się po prostu nie da. Prawo finansowo-podatkowe musi być stabilne. Stabilne musi być także Prawo budowlane. Przecież mamy za sobą już kilkadziesiąt nowelizacji. Jak w oparciu o takie przepisy można funkcjonować, jeśli nie wiadomo, co nas czeka jutro?
To są bardzo istotne  uwarunkowania. Nikt przecież nie będzie inwestował na niestabilnym rynku.
Inwestowaniu nie sprzyjają także takie czynniki jak brak planów zagospodarowania przestrzennego czy długotrwałe procedury przetargowe.
Odpowiadając na pytanie - kiedy ta sytuacja się poprawi - poprawi się wtedy, kiedy ustabilizuje się rynek. A to się nie zdarzy w ciągu miesiąca czy dwóch. To jest długotrwały proces; jednak uważam, że pewne kwestie można uporządkować w ciągu roku. Np. problem stabilności Prawa budowlanego. Moim zdaniem musi ono nadal obowiązywać, bo innego wyjścia nie ma. Absolutnie konieczne jest natomiast napisanie kodeksu budownictwa, który w swojej treści zamknie możliwość tworzenia zmian na życzenie.
Potrzebna jest olbrzymia stabilizacja prawa, żebyśmy uwierzyli w to, że w Polsce można coś robić, a prawo nam to ułatwi.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Czytaj więcej

Materiał sponsorowany