Dla biznesu, samorządu i... ludzi
Wcześniej przy komputerze potrafił spędzać cały dzień: sprzęt włączał o siódmej rano, a wyłączał dopiero w okolicach dwudziestej trzeciej. Spod jego pióra, poza serią fachowych artykułów na temat regulacji prawnych w zakresie inwestycji, wyszły trzy zbiory opowiadań. Ze względu na nowe obowiązki na pisanie dla przyjemności Marcin Melon ma dziś mniej czasu. Ale - jak zapewnia - do pracy nad przerwaną czwartą książką wróci na pewno.
Książka jest już gotowa w ponad połowie. Pisanie przerwał, gdy założył własną firmę, co miało miejsce w 2005 roku. Obowiązki, wynikające z założenia rodziny, doszły w sierpniu 2006 roku. - Książka będzie inna niż poprzednie. Dojrzewam bowiem jako pisarz - co widać chociażby po słownictwie, oraz jako człowiek. Myślę, że w kolejnych opowiadaniach odzwierciedlenie znajdzie przede wszystkim to doświadczenie, jakim jest dla mnie rodzina. Temat rodziny to również świetny pomysł na oddzielną publikację, bo zmienić stan znaczy musieć zacząć dzielić swój czas. Wbrew lansowanej dziś opinii małżeństwo wcale nie jest przeszkodą do robienia kariery - mówi autor.
Dwa tysiące stron zeszytów
Jako założyciel i właściciel "Negri Consulting" Marcin Melon świadczy usługi doradcze i szkoleniowe dla firm oraz instytucji, chcących tworzyć przejrzyste zasady w zakresie zamówień publicznych oraz zainteresowanych ideą partnerstwa publiczno-prywatnego. Tę tematykę dołączył do swojej oferty, gdy - pod koniec 2005 roku - weszła w życie ustawa o PPP. Z usług jego firmy skorzystało już ponad dwadzieścia podmiotów, m.in. urzędy miast i gmin (w Chęcinach, Słupii Jędrzejowskiej, Żninie), Izba Przemysłowo-Handlowa Ziemi Radomskiej, Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Nałęczowie, spółka Abrys, grupa wydawnicza Infor, centra i ośrodki samorządowe - z Gdańska, Białegostoku, Katowic, Kielc, Olsztyna, Wrocławia. Do prowadzenia szkoleń na razie nie zatrudnia pracowników. Ale zdarza się, że analizy niezbędne do opracowania projektu PPP przygotowuje wraz z innymi, jak np. dotyczącą modernizacji stu kilometrów dróg powiatowych w rejonie Świecia.
Określa się mianem dziennikarza. Ale przez małe "d" - podkreśla. Począwszy od roku 2003, publikował już w Pulsie Biznesu, Gazecie Prawnej, Kalejdoskopie Budowlanym, Rachunkowości Budżetowej. - Zacząłem pisać w czasie studiów, prowadziłem wówczas gazetkę ścienną - mówi. - Ale jeszcze z czasów liceum pamiętam, jak nasza pani od polskiego, a jednocześnie wychowawczyni, która była dość sroga, krzyczała na lekcji: "Uczcie się pisać głąby, bo może kiedyś będziecie książki pisać albo artykuły! A wy teraz nie chcecie pisać, jak wam każę!". Ona nam ciągle zadawała jakieś wypracowania, rozprawki, przygotowywaliśmy referaty, analizowaliśmy poezję. Były tego zastraszające ilości, wychodziło około pięćset stron zeszytów rocznie. Czyli po liceum miałem dwa tysiące stron zeszytów. A dwa lata po owej pamiętnej lekcji napisałem swój pierwszy artykuł, który ukazał się w rozchodzącym się w dość dużym nakładzie czasopiśmie - śmieje się.
Najważniejsza jest myśl
Inna historia, którą przytacza Marcin Melon, pochodzi z początku sierpnia 2006 roku: - Moja strona była akurat w budowie i pani z firmy, która chciała zamówić u mnie szkolenie, próbowała znaleźć do mnie kontakt, przeglądając inne strony www. Natrafiła na informację o książkach. Potem już, gdy się spotkaliśmy, zagaduje: "Wie Pan co, wpisałam Pana nazwisko do wyszukiwarki, i okazało się, że jakiś człowiek o tym samym nazwisku pisze książki. Ale to oczywiście nie Pan?!". A ja na to: "Oczywiście, to ja". W tym momencie pani się bardzo zdziwiła i mówi, że w takim razie musi przeczytać którąś. Sytuacja ubawiła nas oboje.
Najpierw, w 2003 roku, były "Opowieści z głębi ducha". Jeszcze w tym samym roku do księgarń trafiły "Skrzydlate słowa". W grudniu 2005 roku wyszedł mający ponad sto stron zbiór "To co w życiu najważniejsze". W tym ostatnim każde opowiadanie dodatkowo opatrzone jest wierszem - również autorstwa Marcina Melona.
Na pytanie, czy uważa się za pisarza, odpowiada po dłuższym zastanowieniu: - Też raczej przez małe "p". Co prawda moje książki ukazywały się w pokaźnym jak na dzisiejsze czasy nakładzie, bo po 5 tys. egzemplarzy, i sprzedawały się całkiem nieźle, ale by zasłużyć sobie na to miano, to jeszcze daleka droga.
Pierwsze opowiadania lądowały w szufladzie. Pisał je, bo - jak mówi - taką miał potrzebę i wcale nie myślał o ich publikacji. Do tego namówiła go dopiero koleżanka. Dziś w twórczym zapale potrafi napisać bardzo dużo, nawet pięć opowiadań na raz. Jednak nie zdarza mu się nic wyrzucić. - Zrozumiałem, czym tak naprawdę jest wena. Piszę tylko wtedy, kiedy wiem, że chcę pisać i co chcę pisać. Najważniejsza jest myśl, musi po prostu przyjść odpowiedni moment, że potrzebuję usiąść i przelać to na papier. Piszę więc bardzo szybko, by nie zgubić myśli. Potem ewentualnie nanoszę poprawki, ale to już tylko drobna kosmetyka językowa.
Książki, które pisze życie
O czym są te opowiadania? O tym, co dotyka człowieka każdego dnia: od miłości, euforii, pozytywnych emocji aż do doświadczeń traumatycznych jak bieda, choroba, cierpienie, ból po stracie kogoś bliskiego. Marcin Melon uważa, że jego książek nie da się czytać jak powieści, jednym tchem. - To się najlepiej czyta wtedy, gdy człowiek ma jakiś problem. Można wtedy wziąć taką książkę, odnaleźć opowiadanie - przynajmniej po tytule pasujące do tego, czego się doświadcza i spróbować się zastanowić, dlaczego stało się to, co się stało, jaki jest tego sens.
Na zarzut "Lekarzu, lecz się sam!" odpowiada, że niejednokrotnie jemu samemu własne opowieści pomogły. Taka sytuacja zdarzyła się chociażby ostatnio, gdy firma, która zamówiła u niego specjalistyczny tekst, nie chciała mu zapłacić za wykonaną pracę.
Pisząc, nauczył się lepiej obserwować rzeczywistość, tym samym zwracać uwagę na szczegóły. Swoje spostrzeżenia zapisuje w notesie bądź po prostu zapamiętuje, czasem robi też zdjęcia (zdjęcia w książkach Marcina to zdjęcia jego autorstwa - przyp. red.). Głęboko w pamięć zapadło mu np. spotkanie z pewnym starym człowiekiem z jego rodziny i wypowiedziane wówczas słowa: "Wiesz, ja całe życie ciężko pracowałem, dorobiłem się wielkiego majątku, ale jestem w sumie biednym człowiekiem. Bo nie nauczyłem się korzystać z tych pieniędzy". Pogoń za pieniądzem, konieczność znalezienia w życiu tzw. złotego środka to temat, który w swoich utworach porusza chętnie. Kolejne opowiadanie powstaje właśnie w ten sposób, że do wspomnień czy nawet historii zasłyszanych od kogoś innego dorabia całą otoczkę.