Ewa Kosmala: Po prostu lubię tworzyć
"Mam holistyczne podejście do życia i budownictwa. Moją pasją jest zrównoważony rozwój w budownictwie, biznesie oraz personalny" - mówi o sobie dzisiaj Ewa Kosmala, realizując się w firmie Sustainability Trainers & Expertstrainer. Gdy z nią rozmawialiśmy była wówczas dyrektorem ds. technicznych w firmie Knauf Insulation...
Sprawuje Pani funkcję przynależną raczej mężczyznom. Czy zna Pani inne kobiety na takich stanowiskach?
– Przyznam, że jeszcze nie spotkałam. Zawsze jestem sama w świecie mężczyzn, oczywiście mówimy tu o branży termoizolacyjnej.
Polecany artykuł:
Jak się zostaje dyrektorem ds. technicznych w światowym koncernie?
– Skończyłam Wydział Budownictwa na Politechnice Gliwickiej, na kierunku technologia i organizacja budowy ze specjalizacją fizyka budowli. Ze wszystkich obszarów fizyki budowli, a miałam okazję „dotknąć” wszystkiego, łącznie ze stażem w Instytucie Techniki Budowlanej, gdzie zetknęłam się też z akustyką, zagadnienia energooszczędności, a właściwie głębszej oceny środowiskowej budynku, były tym obszarem, który mnie najbardziej interesował. Po prostu temat był mi bliski, dobrze się w nim czułam. Energooszczędnością i zrównoważonym rozwojem zajmowałam się już od 1996 roku i ciągle też dokształcałam się w tym zakresie na studiach podyplomowych i szkoleniach. Najpierw pracowałam na Politechnice, jednocześnie założyłam z kolegą firmę, której działalność polegała na stworzeniu systemu doradczego dla kilku firm. Wtedy nie było jeszcze w firmach marketingu technicznego, w każdym bądź razie nikt o nim nie mówił. Doradztwo, serwis – to się dopiero rodziło i większość firm zlecała takie sprawy. Moja firma zajmowała się więc profesjonalnym doradztwem dla firm, w jaki sposób kształtować politykę produktową, w jaki sposób tworzyć komunikację pomiędzy firmą a odbiorcami jej produktów, jak docierać, gdzie docierać. Jedną z firm, z którą współpracowałam był Austrotherm, od którego otrzymałam bardzo ciekawą propozycję stworzenia czegoś nowego. Mianowicie, stworzenia działu obsługi technicznej, nie tylko dla dystrybutorów, klientów ale również architektów. A że byłam żądna przygody, wyzwań, zdecydowałam się zaangażować w 100 procentach. Odeszłam wtedy z uczelni zawieszając pracę naukową, zrezygnowałam z własnej działalności i związałam się tylko z jedną firmą. Z Austrothermu przeszłam do Knauf Insulation by stworzyć coś podobnego. Teraz, patrząc z perspektywy dochodzę do wniosku, że ja po prostu lubię tworzyć.
I nie żałuje Pani swoich zawodowych wyborów? Większość ludzi deklaruje raczej, że woleliby pracować „na swoim”…
– Absolutnie nie. Mam niezwykle interesującą pracę, lubię tę swoją interdyscyplinarność. Zazwyczaj obserwuje się, że w firmach marketing funkcjonuje osobno, dział techniczny osobno i dopiero gdzieś pojawia się współpraca menedżerów tych działów. Trzeba też pamiętać, że dyrektor techniczny na pewno nie jest od produkcji. To jest osoba ściśle współpracująca i wspierająca dział marketingu, serwis techniczny plus zajmującą się produktem. Jednak nie decyduje o proporcjach dodawanych do produktu składników, czy tak czy inaczej ma być ustawiona rozwłókniarka czy spieniarka – o tym decyduje technolog. Dyrektor techniczny włącza się wtedy, gdy rynek potrzebuje jakiejś zmiany parametrów technicznych produktu, bo takie są wymogi prawne. Weźmy na przykład dachy płaskie, które rządzą się swoimi wymaganiami. Muszą spełniać określone wymagania dotyczące naprężeń ściskających, obciążenia punktowego czy wytrzymałości na rozrywanie – wszystko to jest wiedzą po stronie menedżera czy dyrektora technicznego, który musi to skomunikować z produkcją w jaki sposób można produkt dostosować do potrzeb lokalnego rynku oraz z marketingiem zadecydować o tym, jak poinformować o produkcie odbiorców i wprowadzić go na rynek. To jest właśnie ta interdyscyplinarność. Dlatego też uzupełniłam swoje wykształcenie z marketingu jako drugi fakultet na Akademii Ekonomicznej Krakowie.
Czy bycie kobietą na męskim stanowisku, w męskim środowisku, pomaga czy przeszkadza?
– Wydaje mi się, że to zależy od osobowości.
A w Pani przypadku?
– Ja się właściwie nigdy nad tym nie zastanawiałam… Czasami miałam takie wrażenie, szczególnie na kworach międzynarodowych, gdzie są absolutnie sami mężczyźni, że ja muszę pokazać „więcej”, że muszę udowodnić, że „wiem”. Ale to trwa chwilę. W momencie, gdy dochodzi do konkretów jesteśmy partnerami, bo mówimy tym samym językiem. Myślę, że podejście do kobiet ma też podłoże kulturowe. Na pewno dla kolegów z krajów południowych nieważne jest, że jesteś technikiem czy menedżerem, oni traktują kobietę trochę jak powietrze. Czy jest trudniej? W kontekście pracy zawodowej jest to chyba bez różnicy. Jednak w rozumieniu globalnym, gdy połączymy ją z fizyczną wytrzymałością kobiety i naszym życiem codziennym, to na pewno jest nam trudniej. Na pewno nie jest się wtedy kobietą z żurnala, wykazuje się sporo cech męskich, które albo się ma albo się je nabywa. Mówi się, że teraz jest dużo kobiet w budownictwie, tylko gdzie one są, bo ja ich nie widzę w pracy. Jak ja kończyłam studia, to na 100 osób dziewczyn było 12. Przyznam, że z kobietami gorzej mi się rozmawia niż z panami, bo praca z mężczyznami kształtuje inny światopogląd – inaczej się analizuje, szybciej się myśli, przede wszystkim myśli się konkretami, jest się w tej psychologii „rzeczowcem” a nie „opisowcem”. Pracując z mężczyznami przyjmuję męski styl komunikacji, bo inaczej bym się z nimi nie dogadała.
Co obecnie należy do Pani obowiązków?
– Przyszłościowo to będzie dział techniczny z prawdziwego zdarzenia. W tym momencie jest to wsparcie działów sprzedaży jeśli chodzi o dostarczanie im wiedzy technicznej oraz produktowej i razem z działem marketingu przełożenie parametrów technicznych naszych wyrobów na język korzyści dla klienta. Trzeci obszar jest związany z normalizacją, certyfikacją i badaniami, które są potrzebne na rynku. Kolejny obszar to wsparcie działu inwestycyjnego we współpracy z architektami, ponieważ tu występują tematy trudne, związane z ekspertyzami i obliczeniami. Robię to sama bądź zlecam ich wykonanie. Jest jeszcze obszar współpracy międzynarodowej związany z ujednolicaniem produktów, rozwoju produktów, rozwoju badań - mamy przecież 30 fabryk na całym świecie. Nad tym pracują regionalne grupy techniczne koncernu, w których ja reprezentuję Polskę. No i jest jeszcze to, co się nazywa krótko – PR, ale techniczny PR. Utrzymuję kontakty z uczelniami, jednostkami badawczymi, z redakcjami branżowych czasopism, wspieram dział marketingu.
Lubi Pani tworzyć, teraz Pani tworzy – to wymaga czasu…
– Fakt, jak już jest praca to 24 godziny na dobę.
Ale jak udaje się wykroić trochę wolnego, to co Ewa Kosmala robi po godzinach?
– Zimą są narty i jest to coś więcej niż jeżdżenie. Narty po prostu kocham. Mam swoją ulubioną trasę – w regionie włoskiej Val Gardeny jest Santa Christina. Jest tam słońce i szerokie nartostrady. Jest tam również wspaniałe jedzenie, takie już nie do końca tyrolskie a już włoskie. Latem jeżdżę na rolkach. Mając w perspektywie ciężki dzień potrafię o szóstej rano pójść na rolki, jeżdżę godzinę i jestem gotowa do pracy. Jeżdżę jeszcze na rowerze górskim, rzadziej już chodzę po górach, chociaż ostatnio do tego wróciłam. Interesuję się również psychologią, lubię poczytać książki z tej dziedziny, żeby móc zrozumieć różne zachowania. Ale jest jeszcze coś, co szczególnie kocham i gdybym nie była budowlańcem mogłabym się tym zajmować – to są wina i enologia. To nauka, która obejmuje sposoby określania składu poszczególnych gatunków wina, produkcję, sposoby przechowywania i zasady degustacji. Jak tylko mogę, to czytam o tym i, oczywiście, degustuję…
To pewnie w domu ma Pani spory zbiór win?
- Zawsze jest jakiś „zapas”, ale bez przesady. Ja win nie kolekcjonuję, tylko degustuję. Przywożę wina z każdej podróży, uwielbiam o nich rozmawiać. Może w jakimś wcieleniu byłam producentem wina?
A woli Pani białe czy czerwone?
– To zależy. Raz tak, raz tak. Wino generalnie dostosowuję do nastroju a nie do potraw. Szkoła, że czerwone wino do mięsa a białe do ryby jest już chyba przeszłością. Uważam, że co komu smakuje, to tak powinien łączyć, pamiętając jednak o tym, że czerwone wino zmienia smak potraw.
To pewnie teraz sporo ma Pani ciekawych win, bo rozumiem, że praca w koncernie międzynarodowym to również częste delegacje. Lubi Pani podróżować?
– Lubię, nawet bardzo. Właściwie, to teraz ciągle jestem w drodze…
A jest jakieś szczególne miejsce, które pozostało w pamięci?
– To jeszcze przede mną. Chociaż szczególnym sentymentem darzę Wiedeń. Uwielbiam jego klimaty… Chyba moją drugą stroną osobowości jest sentymentalizm. Działam na „hurra do przodu”, ale jak na przykład stanę na szczycie Świnicy, to nie ma dla mnie nic piękniejszego.
Czy w Pani przypadku można mieć jeszcze jakieś marzenia zawodowe?
– Jest jedno duże, odwlekane – chciałabym skończyć wreszcie doktorat. To jest tylko sprawa czasu i zmobilizowania się, więc jest szansa na szczęśliwy finał. Co jeszcze? Teraz mówię nieźle, ale chciałabym mówić perfekcyjnie po angielsku. W tej kwestii jest pełna mobilizacja z mojej strony i jestem w trakcie realizacji tego planu.