Limity, o które możemy się potknąć
Do 2012 roku zużycie stali wzrośnie o jedną trzecią, a sprzedaż cementu sięgnie 23 mln ton. Dla nikogo nie jest tajemnicą, ile chcemy - czy też potrzebujemy - wybudować autostrad, stadionów, hoteli, zwykłych dróg. To oznacza wzrost emisji CO2. Ale fakt ten zignorowała najpierw Komisja Europejska, teraz próbuje to zrobić polski rząd.Z Tomaszem Chruszczowem, wiceprzewodniczącym Forum CO2 Branżowych Organizacji Gospodarczych rozmawia Magdalena Stopa.
Poczynając od tego roku, będziemy mogli emitować do atmosfery 208,5 mln ton CO2. Czy decyzja Komisji Europejskiej w tej sprawie jest ostateczna?
Moim zdaniem tak. Komisja Europejska nie zgodziła się na zawieszenie przydzielonych Polsce limitów (Polska zabiegała o prawo do emisji 284 mln ton CO2 rocznie - przyp. red.). W dalszym ciągu natomiast toczy się postępowanie przed Trybunałem Europejskim. Jeżeli jego decyzja będzie dla Polski pozytywna, będziemy mieć podstawy, by wnioskować o większą pulę uprawnień. Myślę jednak, że rozstrzygnięcie tego nastąpi nie wcześniej niż pod koniec 2009 roku.
Dlaczego polski wniosek nie został uwzględniony?
Komisja, podejmując decyzję o obcięciu limitu, nie wzięła pod uwagę prognoz, dotyczących rozwoju gospodarki w kilku, nowoprzyjętych do Unii krajach. Były one znane już w lutym 2007 roku. Poza tym wniosek Polski został przetrzymany. Gdyby Komisja podjęła decyzję w terminie, tj. w grudniu 2006 roku (decyzja zapadła 26 marca 2007 roku - przyp. red.), mielibyśmy szansę złożyć plan alternatywny, czyli tzw. kompromisowy.
Według prezesa luksemburskiego sądu straty, które - do czasu wydania ostatecznego wyroku - miałaby ponieść Polska, nie będą ani poważne, ani nieodwracalne. Jak się Pan na to zapatruje?
Chyba ma rację...
Powszechna opinia, np. przedstawicieli przemysłu cementowego, jest inna.
Uzasadnienie dotyczyło tylko wniosku o wstrzymanie wykonania decyzji. Skoro wiemy, że polski wniosek o naruszenie prawa przez komisję dopiero będzie rozpatrzony, a jest możliwość pożyczania sobie uprawnień z puli, zapisanej na przyszłe lata, to nie mamy się czego obawiać. Zawieszenie wykonania decyzji byłoby w moim przekonaniu większą szkodą gospodarczą niż jest jej wdrożenie. Bo przynajmniej już teraz zaczniemy dostosowywać się do poziomu 208,5 mln ton. Im szybciej, tym lepiej. Hasło "limit" nie oznacza, że nie wolno nam wyemitować więcej. Powiedziałbym, że jest to wręcz niemożliwe. Już w 2006 roku wyemitowaliśmy 210 mln ton CO2.
Wydaje się, że dodatkowo cała ta sprawa poróżniła polskie budownictwo i energetykę.
Jeśli mówimy o stanowisku wobec decyzji komisji z 26 marca 2007 roku, to nie. Od pierwszego popołudnia, kiedy zostały ogłoszone limity, jako Polska wypowiadaliśmy się jednym głosem. Wspólnie wspieraliśmy i wspieramy rząd. Jednak każda z branż chciałaby innego podziału owych 208,5 mln ton uprawnień.
Projekt rozporządzenia w sprawie podziału CO2 z grudnia 2007 roku chronił interesy przemysłu.
Określał to, o co od początku zabiegaliśmy. To znaczy, że przemysł powinien dostać mniej więcej tyle, ile potrzebuje i ile wynika z jego mocy produkcyjnych. Nie jest tak, że przemysł sobie wymyślił: teraz wyprodukujemy dużo, bo pewnie będą nas potrzebować. Realizujemy programy strukturalne i spójności, wiemy, ile chcemy wybudować autostrad, stadionów, hoteli, zwykłych dróg, ile szlaków kolejowych zmodernizować. Sypią nam się rurociągi, potrzebne są inwestycje liniowe w przesył energii - bo to skandal, żeby w XXI wieku w środku Europy odbywał się on po liniach 220, a gdzieniegdzie nawet 110 kV. Linie o takiej mocy generują szesnastokrotnie większe straty niż linie 440 kV. Możemy to zrobić, wykorzystując cement z polskich, jednych z najnowocześniejszych w Europie niskoemisyjnych instalacji, a możemy też przywieźć sobie klinkier z Pakistanu. Ciekawe, czy tam ktoś słyszał o normach CO2.
Rząd, zdaje się, ma inne zdanie na temat potrzeb polskiego przemysłu. W najnowszym projekcie rozporządzenia, opublikowanym 12 lutego 2008 roku, nie dzieli uprawnień po równo - między poszczególne branże, ale wyraźnie faworyzuje energetykę.
Mam wrażenie, że Ministerstwo Gospodarki - bo to ono stoi za projektem - stało się ministerstwem energetyki.
Jakie są możliwości redukcji energii? Polakom wciąż jej oszczędzanie kojarzy się z oszczędzaniem energii elektrycznej.
W pierwszej kolejności rzeczywiście źródeł strat szukamy w najbliższym otoczeniu i zaczynamy zastanawiać się, czy nie wymienić żarówki albo nie kupić nowej lodówki. Ale gigantyczne, praktycznie zupełnie niewykorzystane możliwości oszczędzania tkwią w termomodernizacji. Zwłaszcza takiej, która w kompleksowy sposób dostosowuje dom do zmieniającego się klimatu. Nie jest prawdą, że podwójne czy potrójne okna to tylko patent na wielkie mrozy. To również patent na wielkie, trzydziestostopniowe upały. To samo dotyczy grubej izolacji. Może np. latem nie trzeba klimatyzatora w każdym pomieszczeniu, a wystarczy je po prostu nawilżyć. Schłodzenie pomieszczenia o jeden stopień wymaga dwu-, trzykrotnie większej mocy elektrycznej niż ogrzanie go o jeden stopień.
Polska energetyka twierdzi, że jest branżą nowoczesną.
Nie chcę tego komentować. A to, co wiem o projekcie, wskazuje, że minister gospodarki w błędny sposób rozumie pojęcie nowoczesności. My musimy przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zmieniający się klimat daje szansę na korzystanie z nowych źródeł energii. Twierdzę, że tak. W Polsce za chwilę będzie można oszczędzać, stosując np. panele słoneczne do ogrzewania wody. Problemu rozdziału uprawnień na lata 2008-2012 nie powinniśmy rozpatrywać w kontekście, kto ma rację: przemysł czy energetyka, ale w kontekście - czy Polska jest w stanie stać się krajem XXI wieku.
Czy były prowadzone badania, do których dziś można by się odnieść, sprawdzić i porównać stopień modernizacji poszczególnych branż: przemysłu i energetyki? Czy w ogóle takie badania są potrzebne?!
Nawet bardzo. Najlepiej byłoby sprawdzić, ile energii zużywamy na jednostkę produktu i ile emitujemy na jednostkę produktu. Ile paliwa musi np. spalić elektrownia, by wyprodukować 1 MWh, ile energii musi zużyć huta, by wyprodukować tonę stali albo tonę szkła, wreszcie - ile energii musi zużyć cementowania, by wypalić tonę klinkieru i zrobić z tego cement. Takie badania ma Krajowy Administrator Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji. Moim zdaniem korzysta się z nich jednak tylko częściowo.
W interesach jakiej grupy występuje Forum CO2?
W interesie całej gospodarki. Ja przecież nie twierdzę, że przemysł musi być specjalnie chroniony. Uważam tylko, że w związku z redukcją CO2 cała gospodarka powinna ponieść jak najmniejszy koszt. Jeżeli rząd udowodni nam, że rozdział uprawnień - taki jak jest obecnie - jest korzystniejszy dla gospodarki i pozwoli taniej zrealizować obowiązek Polski w zakresie emisji CO2, powiemy: w porządku. Tylko bardzo prosimy o pokazanie rzetelnych analiz. Nie chcemy tylko widzieć fasad budynków, w których te decyzje zapadają.