Małgorzata Latawiec: To nie mój styl bać się wyzwań
Pracę w Niras Polska zaczynała jako główna księgowa 7 lat temu. Chociaż w poprzedniej firmie była dyrektorem finansowym i dyrektorem oddziału w Polsce. Ostatnio namiętnie ogląda filmy Jima Jarmuscha, gra w tenisa, zawsze raz w roku wyjeżdża rodzinnie na narty, biega 2-3 razy w tygodniu. Lubi również uczyć się języków i jest smakoszem dobrego wina. Rozmawiamy z Małgorzatą Latawiec, dyrektor finansową i wiceprezes zarządu firmy Niras Polska.
Jak to jest być kobietą w branży budowlanej? Czy trzeba bardziej się starać, by zaistnieć w tej męskiej branży?
- Generalnie nie ma z tym problemów. Panowie są otwarci, ale cenią kompetencje. W biznesie fachowość jest najważniejsza. Trzeba jednak podkreślić, że umieją doceniać wiedzę i umiejętności bez względu na płeć. Kobiety często mają poczucie, że wciąż muszą być lepsze i doskonalsze nie tylko od partnerów biznesowych, ale również od siebie, dlatego są tak wymagające.
Czy firmą kieruje Pani "silną ręką", bez kobiecej empatii i wrażliwości...?
- Moim zdaniem kierowanie “silną ręką”, czy podejmowanie trudnych decyzji nie powoduje, że jesteśmy przez to mniej delikatne. Ja jestem osobą współkierującą firmą, ale nie mam problemu z podejmowaniem decyzji, taka jest nasza praca i takie jest życie. W życiu też podejmowałam trudne wyzwania i doskonale sobie radziłam. Jeżeli chodzi o wrażliwość to każdy przyzna, że ją ma, że jest wrażliwy na to, co się wokół nas dzieje. Myślę, że kwestię mojej wrażliwości w pracy powinni ocenić moi współpracownicy.
Co jest najważniejsze w byciu kierownikiem - kobietą?
- Dla mnie nie ma pojęcia kobieta-szef, po prostu jest szef. Moim zdaniem, najważniejsze w kierowaniu zespołem ludzkim to być kompetentnym, wymagającym, ale przede wszystkim wymagającym od siebie, konsekwentnym w podejmowaniu decyzji, w niektórych sytuacjach wyrozumiałym. Jeszcze jedno jest bardzo ważne - trzeba umieć przyznać się do błędu, to bardzo buduje zaufanie do przełożonego.
Czy w tej branży kobieta może czuć się spełniona zawodowo? Jaka była Pani droga na szczyt w firmie Niras Polska?
- Zaczynałam tutaj 7 lat temu, jako główna księgowa, chociaż w poprzedniej firmie byłam dyrektorem finansowym i dyrektorem oddziału w Polsce. Gdy byłam na urlopie macierzyńskim firma w międzyczasie zlikwidowała działalność i w ten sposób wszystko musiałam zaczynać od nowa. Rok 2002 nie był szczęśliwy dla osób poszukujących pracy, ale udało się. Teraz znowu piastuję stanowisko dyrektora finansowego i wiceprezesa zarządu. Daje mi to poczucie zawodowego spełnienia. Ponadto praca w międzynarodowej firmie daje duże możliwości i perspektywy.
Grupa NIRAS zatrudnia około 1000 pracowników na całym świecie. Są to inżynierowie i specjaliści różnych branż, również tych, które nie są w Polsce obecne. Współpraca ze specjalistami z różnych dziedzin przy realizacji międzynarodowych projektów bardzo wzbogaca również naszą wiedzę. Firma matka przejęła jeszcze dwie inne firmy w Polsce, w których ja pełnię dodatkową funkcję kontrolera finansowego. Ostatnio dokonywałam również audytu w naszym oddziale w Kijowie i kazało się, że całkiem nieźle pamiętam język rosyjski. To są te możliwości, które stwarza praca w międzynarodowym zespole. Kobiety w Niras Polska to są wysokiej klasy specjalistki od inżynierów poprzez księgowe, aż do kierowników. Oczywiście dominującą grupą wciąż są mężczyźni, ale kobiety trzymają się mocno i są ważnym filarem w naszej firmie. Nie muszę dodawać, że są bardzo kompetentne i pracowite.
W Pani kompetencjach są finanse firmy. Czy ubiegłoroczny kryzys był dla Pani szczególnym wyzwaniem w tej materii?
- Ubiegły rok był trudny dla wszystkich firm w tej branży. My również odczuliśmy spadek zapotrzebowania na usługi projektowe. Trzeba było podjąć decyzję o pewnych oszczędnościach, ale musimy mieć na uwadze, że nadchodzący rok też będzie rokiem dużych wyzwań. Proszę zwrócić uwagę, że cechą charakterystyczną usług budowlanych, w tym usług projektowych, jest długi okres ich realizacji, czasami pół roku, rok i dłużej. 2009 rok był więc rokiem, w którym kończyły się projekty z okresu koniunktury, ale tego nie można, niestety, powiedzieć o nadchodzącym roku. Dlatego wszyscy musimy trzymać rękę na pulsie i walczyć o nowe kontrakty.
Śmiało patrzy Pani w przyszłość?
- Polska ma ogromne możliwości, jest jeszcze tyle do zrobienia w każdej dziedzinie. Ponadto nie zapominajmy, że jesteśmy prawie 40-milionowym społeczeństwem. To jest duży rynek dla inwestorów zagranicznych. Mamy dobrze wykształconych młodych ludzi, którzy są dobrym materiałem na kadrę dla firm. Kończąc studia MBA i robiąc analizę rynku w roku 2007 już wówczas prognozowałam, jakie sektory będą się rozwijać: infrastruktura, stadiony, budynki kulturalno-oświatowe i to się dzieje. W planowaniu rozwoju firmy trzeba być opanowanym, a decyzje muszą być dokładnie przeanalizowane. Nie mniej jednak, nie możemy bać się wyzwań. W każdym razie, to nie w moim stylu.
Kobiety są mistrzyniami w godzeniu pracy zawodowej z obowiązkami rodzinnymi. A jak Pani sobie radzi?
- Po powrocie z pracy muszę zająć się moim mężczyzną, czyli synem. Odrabiam z nim lekcje, czasami trzeba też pograć z nim w piłkę czy poczytać książkę na dobranoc. Robi się późno, gdy kończę obowiązki domowe, ale wówczas dobra książka, film, lampka wina to coś, co smakuje podwójnie. Poza tym jestem miłośniczką dobrych filmów. Ostatnio namiętnie oglądam filmy Jima Jarmuscha, raz w tygodniu po odwiezieniu syna do szkoły biegnę na tenisa, zawsze raz w roku wyjeżdżamy rodzinnie na narty, biegam 2-3 razy w tygodniu.
Lubię również uczyć się języków, dzięki temu całkiem nieźle udało mi się opanować ich już trzy. Języka niemieckiego zaczęłam uczyć się jeszcze w liceum, a ponieważ bardzo mi się podobał, uczyłam się go jeszcze potem przez wiele lat po prostu dla czystej przyjemności. Język hiszpański opanowałam pracując 7 lat w hiszpańskiej firmie.To przepiękny, bardzo melodyjny język i mam wrażenie, że jest nieco podobny do naszego ojczystego języka. Język angielski wiadomo, z praktycznych względów należy po prostu znać. Cała trudność z językami obcymi polega na tym, że trzeba się ich uczyć również w domu, wymagają też systematyczności, a z tym pewnie wszyscy mamy problem.
No i podróże... To coś co mnie bardzo “nakręca”. Planowanie wakacyjnych eskapad jest zawsze ekscytujące. Lubię ruch, ale nie ten w wydaniu sportów ekstremalnych, na przykład na pewno nigdy nie skoczę ze spadochronem...
Autor: Małgorzata Latwiec
Małgorzata Latawiec z synem Bartkiem, Kołobrzeg
Skąd wziął się pomysł na spróbowanie swoich sił jako sommelier?
- Oj, nie jestem sommelierem i bardzo mi do tego daleko, ale zdecydowanie jestem smakoszem dobrego wina. Cieszy mnie fakt, że w Polsce kultura spożycia wina rośnie, jednak wciąż, nawet w dobrych restauracjach, kelnerom brak wiedzy o tym jak podawać wino. To są przecież elementarne zasady: jak otwierać butelkę, jakie podać szkło, w jakiej kolejności rozlewać. Myślę, że restauratorzy chyba nie przywiązują do tego wagi, choć muszę przyznać, że są miejsca, gdzie picie wina jest prawdziwą przyjemnością...
Jest Pani na zawodowym “szczycie”, czy jest tu jeszcze miejsce na marzenia, i te zawodowe i prywatne?
Mam nadzieję, że jeszcze nie, ze szczytu droga prowadzi tylko w dół. Ja mam dobrą kondycję (to po mojej mamie), więc nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, chcę wspinać się dalej. Mam nadzieję, że pojawią się nowe możliwości zarówno zawodowe jak i prywatne. Mam jeszcze plany, mam i marzenia, ale pozwoli Pani, że pozostawię je dla siebie.