Maria Dreger: Popyt na energooszczędne budownictwo wymuszą konsumenci
Menadżer ds. Norm i Standardów w Rockwool Polska, którego pracownikiem jest od prawie 15 lat. Aktywnie uczestniczy w opracowywaniu norm ochrony cieplnej i przeciwpożarowej oraz standardów efektywności energetycznej budynków.
Menadżer ds. Norm i Standardów w Rockwool Polska, którego pracownikiem jest od prawie 15 lat, absolwentka Politechniki Krakowskiej i studiów podyplomowych na Politechnice Warszawskiej, magister inżynier z uprawnieniami. Jako członek kilku komitetów technicznych Polskiego (PKN) oraz Europejskiego (CEN) Komitetu Normalizacyjnego, a także zespołów technicznych w kilku polskich i europejskiej (EURIMA) organizacjach branżowych, aktywnie uczestniczy w opracowywaniu norm ochrony cieplnej i przeciwpożarowej oraz standardów efektywności energetycznej budynków.
Energooszczędność – mówi się o tym dużo, ale gdy rozejrzeć się wkoło, to widać, że czyni niewiele. Nadal raczej oszczędza się na materiałach budowlanych, nie liczy kosztów przyszłego użytkowania budynków. Czy zgadza się Pani z taką opinią?
Rzeczywiście, ostatnio dużo się mówi o energooszczędności, niestety najczęściej w gronie osób już przekonanych, a te stanowią w naszym społeczeństwie zdecydowaną mniejszość. Natomiast nic nie wskazuje na to, żeby mówiło się o niej w gronie osób odpowiedzialnych za politykę państwa. Tymczasem to właśnie tam zapadają decyzje, od których zależy, czy w dziedzinie energooszczędności coś się dzieje. Kluczem do sukcesu jest nowoczesna polityka energetyczna. Nasza w dalszym ciągu przypomina bardziej tę z czasów Gierka (wyprodukować jak najwięcej energii) niż współczesnego rozwiniętego kraju (jak najracjonalniej ją wykorzystywać). W ten sposób, nawet mając ambicję dorównania bogatszym krajom, pracujemy na zwiększenie dystansu. Rzadko uświadamiamy sobie, że masowa poprawa standardu energetycznego polskich domów i koszt ich eksploatacji zależy od bardzo wielu rozwiązań i decyzji, dotyczących pozornie odległych obszarów.
Spróbujmy choćby znaleźć odpowiedzi na następujące pytania:
- jak kształtują się ceny nośników energii, jaki udział w tych cenach mają podatki?
- czy państwo traktuje sektor energetyczny tak samo, czy lepiej niż branże wytwarzające środki służące oszczędzaniu energii? Czy w którymkolwiek innym państwie są możliwe kontrakty z kilkunastoletnią gwarancją zatrudnienia, za które płacą oczywiście odbiorcy energii?
- czy państwo pomaga zwalczać zjawisko ubóstwa energetycznego, wspierając racjonalizację popytu np. termomodernizując stare domy i zmniejszając na trwałe energochłonność domów, a tym samym koszty ogrzewania, czy woli dotować marnotrawne zużycie energii i ciepła, rozdając biedniejszym mieszkańcom po kilkaset kilogramów węgla i pozostawiając ich samych z zasadniczym problemem trwałej poprawy standardu energetycznego mieszkań?
- czy poziom wymagań dotyczących energooszczędności nowych i remontowanych budynków jest uzasadniony ekonomicznie? Inaczej mówiąc, czy wymagania wymuszają uwzględnienie na etapie projektowania nie tylko kosztów budowy, ale i późniejszej eksploatacji?
- czy państwo poczuwa się do jakiejś odpowiedzialności za energochłonność obiektów, które stanowią największą pozycję w krajowym bilansie energii, a w konsekwencji:
- czy istnieje jakaś państwowa polityka, strategia, krajowy plan na rzecz poprawy energooszczędności budynków nowych i istniejących?
- czy wiemy, co, kiedy i za ile chcemy osiągnąć i jak wielki może to mieć wpływ na bilans paliw, bezpieczeństwo energetyczne, ceny energii w przyszłości, miejsca pracy – obecnie, emisje, zdrowie, etc?
- czy wiemy, co mamy, czyli czy istnieje baza danych o budynkach, w tym ich standardzie energetycznym, bo to jest punkt wyjścia do jakichkolwiek planów?
- czy w budżecie państwa środki wspomagające energooszczędność są traktowane jako pierwsze w kolejce do cięcia, czy inwestycja, przynosząca budżetowi i gospodarce wymierne i zwielokrotnione korzyści?
Takich pytań i zagadnień jest znacznie więcej. Tymczasem publiczna dyskusja o energii na poziomie decyzyjnym wciąż sprowadza się do zagadnień związanych ze zwiększaniem podaży, zupełnie pomijając wątki popytowe. Zamiast dyskutować, iloma rurami trzeba sprowadzać gaz i ile magazynów dobudować, żeby w konsekwencji (uwaga: w najkosztowniejszy sposób) zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, może warto byłoby najpierw policzyć, o ile zmniejszyłoby się zapotrzebowanie na gaz po termomodernizacji wszystkich korzystających z niego obiektów. Zapewne, postawienie na efektywne wykorzystanie energii byłoby dla gospodarki i indywidualnych klientów lepszym rozwiązaniem niż inwestycje w zwiększenie podaży i budowę kolejnych zbiorników na wypadek przerw w dostawach, co musi się przełożyć na wzrost ceny gazu i może być problemem dla odbiorców.
Gdyby zapytać kogokolwiek, ile energii zużywa rocznie w przeliczeniu na metr swojego mieszkania, wątpię, czy uzyskalibyśmy choć jedną właściwą odpowiedź. Tymczasem jest to jeden z podstawowych wskaźników służących do klasyfikowania budynków. Badania potwierdzają, że w Polsce kształtuje się on na poziomie 120 kWh/m2/rok, co oznacza ze marnujemy bardzo dużo energii. Czy i jak można to zmienić?
Rzeczywiście, mało kto wie, ile energii zużywa na ogrzanie metra kwadratowego swojego domu czy mieszkania, jednak zdecydowana większość zna, choćby w przybliżeniu, koszty ogrzewania i twierdzi, że są to kwoty znaczące dla domowego budżetu. Przywołany jako średni wynik 120 kWh/m2 byłby w Polsce naprawdę niezły, ale dane te są trudne do zweryfikowania. Te - wynikające z obliczeniowego zapotrzebowania - wskazują najczęściej na wartości od 300 kWh/m2/rok do około 70-150 dla nowowznoszonych budynków. Z danych statystycznych, dotyczących powierzchni mieszkań i zużycia paliw, wynika, że jest to około 130 kWh/m2/rok, ale uwaga - ten wynik nie jest wiarygodny, bo ani nie uwzględnia wszystkich nośników ciepła, ani warunków użytkowania mieszkań.
Tymczasem, z roku na rok, wraz z cenami paliw, ciepła i brakiem nadzoru nad stanem czystości otaczającego nas powietrza, rośnie w Polsce ilość paliw nie ujętych statystycznie, czasem pozyskiwanych nielegalnie: z drewna, biomasy i różnego rodzaju odpadów. Żeby się o tym przekonać, wystarczy wyjść w zimowy dzień na dowolne, nawet bardzo okazałe osiedle, aby poczuć, że okoliczne domy bywają ogrzewane zupełnie przypadkowym opałem, a w powietrzu aż gęsto od sadzy, pyłów i szkodliwych substancji, zwiększających ryzyko zachorowania na wiele chorób, w tym nowotworowych.
Taka sytuacja ma miejsce nawet na obszarach uzdrowiskowych i jest prostą konsekwencją braku spójnej polityki uwzględniającej łącznie aspekty energetyczne, klimatyczne, środowiskowe i zdrowotne.
Dane dotyczące rzeczywistego zużycia energii nie uwzględniają również kolejnej ważnej informacji. Nie wiadomo, jakie temperaturatury były utrzymywane w ogrzewanych pomieszczeniach i na ile odpowiadają one współczesnym potrzebom i oczekiwaniom użytkowników, a na ile ich możliwościom finansowym. Optymalne temperatury to: w łazience – 240C, w pokojach – 20-220C, w kuchniach i sypialniach – około 18-200C – czy tak jest we wszystkich polskich domach zimą? Nie wiadomo, w ilu mieszkaniach albo niektórych ich pomieszczeniach przykręca się grzejniki lub zimą nie ogrzewa się ich wcale, wyłącznie z powodu braku środków finansowych. Czasem nazywa się to błędnie „oszczędnością”, zapominając, że oszczędzaniem jest mądre korzystanie z dóbr, zapewniające realizację potrzeb, m.in. dzięki zapobieganiu marnotrawstwu, a nie rezygnacja z zaspokojenia potrzeby, wymuszoną brakiem możliwości np. biedą.
A przecież tę sytuację można zmienić. Wykorzystując znane, powszechnie dostępne technologie, można budować domy i mieszkania zużywające minimalne ilości energii, a więc tanie w eksploatacji, a jednocześnie komfortowe w użytkowaniu. Już teraz można wznosić domy zero lub prawie zeroenergetyczne, całkowicie niezależne od dostaw energii z sieci. Takie budynki nie emitują w ogóle lub emitują do atmosfery minimalne ilości CO2, a więc mogą również pomóc w rozwiązywaniu problemów klimatycznych w sposób rozumny, zgodny z oczekiwaniami i aspiracjami społeczeństwa. Jak sprawić, aby nasze domy stały się trwale energooszczędne? Postępując zgodnie z zasadą „Trias energitca”, czyli przede wszystkim dbając o to, by nie marnować ciepła tzn. tak konstruować i ocieplać wszystkie przegrody budynku kontaktujące się z otoczeniem, aby przenikała przez nie minimalna ilość ciepła. Zapewniając odpowiednią izolację cieplną budynku, dobrej jakości okna i drzwi, ograniczamy straty ciepła do minimum. Przy minimalnym zapotrzebowaniu na energię opłacalna staje się instalacja urządzeń pozyskujących ją z odnawialnych źródeł.
Obliczono, że inwestowanie w energooszczędne budownictwo może przynieść Europie wymierne korzyści w postaci 270 mld euro rocznie. Pomóc mają w tym nowe uwarunkowania prawne zmuszające inwestorów do budowania energooszczędnych budynków. Tylko czy rzeczywiście wymuszą one takie postępowanie?
Jeżeli przez te nowe uregulowania prawne będziemy rozumieć zmiany w Dyrektywie w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, opublikowane pod koniec czerwca, to powinniśmy bardzo starannie oddzielić postanowienia Dyrektywy, które są jednolite dla całej UE, od sposobu jej wdrożenia. Poszczególne kraje mają pod tym względem pełną samodzielność i swobodę. Mogą to zrobić, uwzględniając maksymalnie swoją specyfikę, potrzeby i możliwości lub bezrefleksyjnie przenieść pewne zapisy do krajowego prawa. W każdej sytuacji jest to niezależna decyzja i jednocześnie pełna odpowiedzialność władz państwowych. EPBD jest narzędziem, które mądrze użyte może poprawić efektywność energetyczną budynków, zarówno nowych, jak i już istniejących, a dzięki temu pomóc krajom członkowskim zmienić politykę energetyczną na bardziej służącą ludziom, konkurencyjności i środowisku, a mniej sektorowi energetycznemu, co jednocześnie zmniejszy europejskie uzależnienie od importu paliw i ograniczy emisję gazów cieplarnianych.
Zaproponowane przez Komisję, a później wzmocnione przez Parlament rozwiązania odwołują się do racjonalności i ekonomii. Zmuszają władze krajowe do pełnej analizy kosztów uwzględniających nie tylko nakłady na energooszczędność, ale i wynikające z nich długofalowe oszczędności oraz zachęcają do przyjmowania wszelkich opłacalnych rozwiązań. Kraj, który będzie tylko udawał, że wdraża Dyrektywę lub pomijał koszty eksploatacji budynków, będzie musiał to wyraźnie wyartykułować, narażając się pewnie na krytykę ze strony swych obywateli, których interesy takie podejście wyraźnie by naruszało.
Oczywiście w długiej perspektywie popyt na energooszczędne budownictwo wymuszą także sami konsumenci, choć ten proces potrwa dłużej niż w dziedzinie dóbr szybko rotujących. Wystarczy, że wszyscy kupujący mieszkanie lub budujący dom dostrzegą, że koszt ich domu to nie tylko kwota, którą płacą deweloperowi i spłacają przez lata w bankowych ratach, ale także systematycznie opłacane koszty użytkowania. Dobrą inwestycją jest ta, której suma rat i kosztów eksploatacji jest najniższa. A ponieważ w kosztach eksploatacji wciąż na pierwszym miejscu jest ogrzewanie, więc im jest ono tańsze, tym więcej środków pozostaje na inne bieżące potrzeby.
Należy pamiętać, że nakłady na energooszczędność na etapie budowy lub remontu są wielokrotnie niższe niż koszty ewentualnej termomodernizacji, choć i tak jest ona opłacalna. Dlatego budowa maksymalnie energooszczędnego budynku jest dla właściciela-użytkownika najkorzystniejsza. W przypadku, gdy ktoś inny buduje, a ktoś inny płaci za utrzymanie - podział zysków i kosztów może być różny, ale eksploatacja zawsze obciąży wyłącznie użytkownika, który dowiaduje się o tym dopiero po kilku sezonach grzewczych, gdy niewiele da się już zrobić. Dlatego rynkowe mechanizmy w przypadku inwestycji podejmowanych najczęściej raz w życiu działają tak wolno, i dlatego w krajach o dojrzałym rynku państwo wprowadza rozwiązania stymulujące i chroniące ludzi przed zbędnymi wydatkami.
Sposoby zaproponowane w Dyrektywie EPBD są znane, sprawdzone i stosowane w wielu krajach. Nie trzeba niczego wymyślać od początku, wystarczy dostosować je do naszych warunków i celów. Trzeba chcieć i zdecydować, co chcemy w Polsce osiągnąć. Na razie jednak brak woli i skoordynowanych działań ze strony rządu i parlamentu.
Czy można to zmienić? Optymizmem napawa powrót matematyki na matury i większe zainteresowanie tym przedmiotem w szkole (śmiech), a wraz z tym możemy zakładać, że powszechna stanie się umiejętność logicznego myślenia i liczenia – również strat i zysków. A już bardziej serio. Potrzebujemy tylko merytorycznych polityków, kompetentnych urzędników, transparentnych procedur stanowienia prawa i powszechnej odpowiedzialności za podejmowane działania i decyzje, podejmowane po wnikliwej i wszechstronnej analizie danych i racjonalnym uzasadnieniu.
Jak to działa w wielu krajach UE, ma okazję zaobserwować coraz większa liczba Polaków, wyjeżdżających za granicę do pracy lub współpracujących z różnymi międzynarodowymi organizacjami i instytucjami.
Badania w Polsce pokazują, że motywacje do oszczędzania są głównie pragmatyczne – chcemy po prostu płacić niższe rachunki. Czy Polacy wiedzą na czym można najwięcej zaoszczędzić?
To naturalne. Tak było, jest i będzie. I nic w tym złego. Jednak istotne jest to, żeby tę naturalną skłonność nie tylko podtrzymać, ale nawet do niej zachęcać i ją wspomagać. Przecież każda zaoszczędzona przez Kowalskiego kWh i złotówka jest nie tylko jego prywatną sprawą oraz oszczędnością, ale jednocześnie przynosi pożytek całemu społeczeństwu i gospodarce. Ma wpływ na bezpieczeństwo energetyczne, czystsze środowisko naturalne czy tworzenie nowych zielonych miejsc pracy. Rzadko pojawia się w gospodarce szansa na działanie tak ściśle łączące interes prywatny i ogólny. Dlatego warto skłonić społeczeństwo do oszczędzania energii wszelkimi dostępnymi metodami i środkami, nawet jeśli główną motywacją dla poszczególnych obywateli jest wyłącznie chęć płacenia niższych rachunków.
Jeżeli chodzi o świadomość Polaków, gdzie można zaoszczędzić najwięcej energii, z tym bywa różnie. Nadal zdecydowana większość polskiego społeczeństwa jest przekonana, że najwięcej energii zużywają przemysł i transport i że tam właśnie należy szukać największych oszczędności. Tymczasem rzeczywistość jest inna. I w Unii Europejskiej, i w Polsce to właśnie budynki - z których większość stanowią budynki mieszkalne - są odpowiedzialne za największe zużycie energii – ponad 40% tego, co wytwarzamy. Musimy uświadomić sobie, że energią jest nie tylko ta elektryczna, ale i cieplna, i że na energooszczędnych żarówkach czy sprzęcie można zaoszczędzić o wiele mniej niż na ogrzewaniu. Powoli inwestorzy zaczynają rozumieć, że o ilości ciepła do ogrzewania w większym stopniu decyduje wielkość strat, czyli izolacyjność przegród niż tylko system grzewczy.
W jaki sposób firma Rockwool Polska przekonuje do stosowania energooszczędnych rozwiązań? Czy przynosi to pożądany skutek?
Rockwool Polska, od 2004 r., prowadzi kampanię edukacyjną „Szóste Paliwo”, promującą szóste paliwo, czyli oszczędności energii, uzyskane dzięki ograniczeniu marnotrawstwa i bezsensownych strat. Staramy się informować społeczeństwo o korzyściach wynikających z zastosowania energooszczędnych rozwiązań w budownictwie, a tym samym zachęcić do podejmowania racjonalnych decyzji. W ramach kampanii wydaliśmy, we współpracy z KAPE i Primum Polska, 3 raporty poświęcone energooszczędności i efektywności energetycznej, ze szczególnym uwzględnieniem sektora budynków, widzianym z perspektywy zarówno zwykłych obywateli, jak i specjalistów budowlanych. W raportach tych pokazujemy stan wiedzy polskiego społeczeństwa o wykorzystaniu energii w budynkach, pokazujemy dane, wyliczenia i przykłady opłacalności inwestowania w energooszczędność.
Jednocześnie w materiałach firmowych prezentujemy konkretne rozwiązania i promujemy standard Rockwool, który pozwala nowym czy remontowanym domom nie tylko spełnić podstawowe minimalne wymagania WT, ale stać się efektywnymi energetycznie. Sądząc z pytań do Doradców Technicznych, rośnie liczba inwestorów, którzy dostrzegają, że wydatki na energooszczędność to nie obciążenie i koszt, tylko inwestycja – termolokata o pewnym zysku w całym długim okresie użytkowania budynku.
Jaki udział w marnotrawieniu energii w Polsce mają stare budynki? Jak można rozwiązać ten problem, skoro wspólnoty mieszkaniowe i spółdzielnie nie dysponują często odpowiednimi środkami na docieplanie swoich budynków? Mimo premii termomodernizacyjnej trzeba przecież mieć wkład własny, i to niemały.
Ten wpływ jest duży, co potwierdzają dane statystyczne o zużyciu energii, liczne publikacje, artykuły, raporty polskie i międzynarodowe. A jak rozwiązać ten problem? Wracamy do podstawowych, już poruszanych zagadnień o charakterze ogólnym, daleko wykraczających poza budownictwo. Potrzebne są systemowe rozwiązania, a te pojawią się wówczas, gdy polscy politycy zauważą to, co wiele lat temu dostrzegli inni, że polityki energetycznej i bezpieczeństwa energetycznego nie da się sprowadzić tylko do troski o podaż. Gdy zainwestuje się w nią zbyt wiele, zapominając o tym, by NAJPIERW poprawić efektywność użytkowania energii we wszystkich sektorach, w tym – w budynkach, ceny energii oraz jej całkowity koszt staną się barierą ograniczającą konkurencyjność gospodarki i możliwość zaspokojenia potrzeb przez obywateli.
Na system zawsze składają się 3 filary: wymagania, zachęty i informacja. Wymagania, czyli taki ich poziom, by koszt budynku, na który składa się budowa i eksploatacja, był minimalny. Zachęty mogą być rozmaite: premie, dotacje, ulgi podatkowe. Powinny być one zróżnicowane, dostosowane do wielu sytuacji, dostępne na różnym poziomie, dla bardzo wielu grup społecznych. Wiele analiz i publikacji wskazywało, że każda złotówka, wydana z budżetu na energooszczędność, wraca do niego zwielokrotniona, więc może wystarczy po prostu dokładniej liczyć i planować w perspektywie dłuższej niż kwartał, czy rok podatkowy. A informacją są zarówno szkolenia i aktualizacja wiedzy z tej dziedziny dostępne, a może nawet obowiązkowe dla wszystkich fachowców z branży budowlanej, jak i indywidualne porady dla inwestorów, które każda gmina mogłaby zapewnić każdemu rozpoczynającemu inwestycję. Nie wspominając o typowych kampaniach informacyjnych organizowanych zarówno przez instytucje państwowe, organizacje pozarządowe, jak i biznes.
Można pokusić się o stwierdzenie, że brakuje u nas przekonania o skuteczności termomodernizacji. Zwykle nie oblicza się, jakie wymierne korzyści ona przyniesie, po jakim czasie zwrócą się poniesione na nią wydatki. Wbrew zapowiedziom nie przyczyniły się do tego również certyfikaty energetyczne. Pojawiało się bowiem wiele zastrzeżeń do sposobu ich sporządzania, np. zarzut, iż wykonywane są nierzetelnie, „na oko” i nie odzwierciedlając faktycznego stanu są po prostu bezużyteczne. Jaka jest Pani opinia? Certyfikaty obowiązują od początku 2009 roku, jest to wystarczająco długo by pokusić się o ocenę ich skuteczności…
Od momentu wprowadzenia i funkcjonowania świadectw energetycznych w Polsce minął już ponad rok. Z jednej strony - to zbyt krótko, by paszporty zdążyły poprawić standard energetyczny polskich domów i mieszkań. Z drugiej - wystarczająco długo, by ocenić przyjęte rozwiązania. Certyfikaty energetyczne miały przede wszystkim służyć użytkownikom domów.
Tymczasem, ze względu na przyjęty sposób obliczeń i formę świadectwa, dla większości zainteresowanych są niezrozumiałe i mało czytelne. Wprowadzone jednocześnie zmiany w sposobie i poziomie wymagań związanych z energooszczędnoscią też są, co najmiej, dyskusyjne.
Jednak, przy całej niedoskonałości przyjętego w Polsce systemu certyfikacji energetycznej budynków – nie mam wątpliwości, że jest on nam potrzebny. Dzięki świadectwom pojęcie charakterystyki energetycznej i standardu energetycznego przebija się do świadomości społecznej. Jest tylko kwestią czasu, kiedy ich znaczenie dotrze do decydentów Wtedy przyjdzie czas na działanie i efekty.
Szkoda, że musimy na to jeszcze trochę poczekać, bo każdy dzień opóźnień to wymierne straty i koszty, które ponosi całe społeczeństwo. Ale właśnie pojawiła się dobra okazja do zrobienia pierwszego znaczącego kroku. To czekające nas wdrożenie do polskiego systemu prawnego znowelizowanej Dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków. To będzie świetny test i sprawdzian, na ile zmieniło się nastawienie i podejście polskich władz do efektywności energetycznej.