Nie można mówić źle o polskim budownictwie
Polska branża budowlana była zawsze silna i aktywna na arenie międzynarodowej. Poza tym Polacy są bardzo przedsiębiorczy, co jest szczególnie ważne w tej dziedzinie gospodarki. Przy wszystkich zawiłościach całego procesu inwestycyjnego ta polska przedsiębiorczość znakomicie zdaje egzamin. Polscy budowniczowie są w stanie sprostać każdemu zadaniu, jakie postawi przed nimi rynek.Rozmowa z Andrzejem Tekielem, prezesem Lafarge Cement SA i wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Producentów Cementu.
Jak Pan ocenia sytuację w polskim budownictwie?
Mówiąc o kondycji tej gałęzi gospodarki musimy pamiętać, że są różne rodzaje budownictwa. Najczęściej myślimy o budownictwie mieszkaniowym; jest jednak cały szereg działalności budowlanej pokrewnej, takiej jak budownictwo infrastrukturalne, kolejowe, drogowe, przemysłowe czy budownictwo ochrony środowiska. Jest to bardzo szerokie pojęcie, a kondycja branży budowlanej w poszczególnych sektorach jest różna i nie można jej ocenić jednoznacznie. Ogólnie uważam, że kondycja budownictwa jest dobra.
A co o tym świadczy?
Po pierwsze jest to sektor gospodarki całkowicie sprywatyzowany, wolny od obciążeń, tak charakterystycznych dla budownictwa kontrolowanego przez państwo czy przez samorządy. Ten sektor sprywatyzował się - podobnie jak handel - jako jeden z pierwszych. Zdążył więc w tej swojej niezależności rynkowej dosyć mocno okrzepnąć i jest to zjawisko pozytywne.
Druga sprawa to bardzo duży potencjał. Polska branża budowlana była zawsze silna i aktywna na arenie międzynarodowej. Budowaliśmy bardzo dużo w Polsce i za granicą, mieliśmy świetnie wykształconych fachowców i bardzo dobre szkoły budowlane. Potencjał intelektualny w polskim budownictwie jest więc bardzo duży.
Poza tym Polacy są bardzo przedsiębiorczy, co jest szczególnie ważne w tej dziedzinie gospodarki. Przy wszystkich zawiłościach całego procesu inwestycyjnego ta polska przedsiębiorczość znakomicie zdaje egzamin. Polscy budowniczowie są w stanie sprostać każdemu zadaniu, jakie postawi przed nimi rynek. Potrafią zbudować nawet najbardziej wyrafinowane budowle z zastosowaniem najnowszych technologii, przy czym nie trwa to dłużej niż w innych krajach Europy. Nie powinniśmy więc mieć żadnych kompleksów.
Jednak to, ile budujemy, zależy nie tylko od potrzeb, ale także od zamożności społeczeństwa. W krajach dotkniętych wojną - jak np. na Półwyspie Bałkańskim - potrzeby są duże, ale możliwości finansowe - ograniczone. W Polsce - potrzeby są bardzo duże, natomiast zasoby finansowe ludności czy nawet firm - znacznie mniejsze. Skłonność do finansowania jest więc mniejsza niż potrzeby w tym zakresie.
Muszę jednak przyznać, że w ciągu ostatnich kilku lat finansowanie i kredytowanie budownictwa bardzo się rozwinęło. To, co było zmorą jeszcze 5-6 lat temu, zaczyna się powoli stabilizować; jeszcze kilka lat temu w Polsce było bardzo trudno wybudować własny dom za środki uzyskane z kredytu.
Przytoczę taki przykład: w 1999 roku w naszym kraju za środki uzyskane z kredytów budowano zaledwie 2 proc. domów, pozostałe 98 proc. - za środki własne. Natomiast w Kanadzie w tym samym czasie proporcje były odwrotne. Nie dysponuję bieżącymi statystykami, ale wiem, że niektóre kredyty są atrakcyjne i wielu ludzi z nich korzysta. Tak więc ten jeden element finansowania inwestycji zaczyna się powoli rozwijać. Na pewno systemy finansowania inwestycji nie są jeszcze ani bardzo konkurencyjne, ani też specjalnie wyrafinowane, ale jeżeli będzie istniał rynek, to sytuacja się zmieni.
Jakie są podstawowe problemy branży, których rozwiązanie uważa Pan za najpilniejsze dla poprawy sytuacji?
Negatywy w polskim budownictwie podzieliłbym na kilka grup. Jedną z nich stanowi prawo; przebrnięcie przez jego wszystkie zawiłości i uzyskanie pozwolenia na budowę jest bardzo trudne nie tylko dla indywidualnego inwestora, ale także dla dużych firm. W przypadku firm takie problemy generują dodatkowe koszty. Wiążą się one m.in. z zatrudnieniem grupy pracowników, którzy potrafią te sprawy załatwić - i to w takim typowym dla przeciętnego obywatela rozumieniu - czyli znaleźć lukę w przepisach, życzliwego urzędnika, bądź też inną możliwość, która pozwoli na terminową realizację inwestycji.
Okazuje się, że problemem jest nie tylko uzyskanie pozwolenia na budowę; to samo dotyczy przyłączy. Często wykonanie płotu czy chodnika przed własną posesją wymaga tylu uzgodnień, że trudno mówić o jakimkolwiek terminie ukończenia prac.
Nie do przebrnięcia są także przepisy leśne; współczuję każdemu, kto ma działkę związaną z obszarem leśnym; nawet jeśli las jest wirtualny i funkcjonuje tylko na mapie, to może się okazać, że uzyskanie stosownych zezwoleń jest wręcz niemożliwe.
Tak więc niespójne prawo, dowolność interpretacji, dobra lub zła wola urzędników stanowią o wielkiej grupie problemów związanych z budownictwem.
Nieprzyjazne dla inwestorów jest także polskie prawo dotyczące planowania i zagospodarowania przestrzennego.
Istotną barierę stanowi także fiskalizm i brak jakichkolwiek sensownych regulacji prawnych w zakresie podatków. Myślę tutaj po pierwsze o sprawie podatku VAT, który należy do najwyższych w Unii Europejskiej. Jednak w wielu krajach unijnych istnieje szereg rozwiązań lub wręcz dopuszczeń, które pozwalają na stosowanie obniżonych stawek VAT - nawet do pięciu czy poniżej pięciu procent.
Takie rozwiązanie w dużej mierze podnosi atrakcyjność budowania - obniża obciążenie inwestora, bądź finalne, bądź pośrednie, związane z angażowaniem pieniędzy.
Niższy VAT jest także jednym z istotnych czynników eliminujących szarą strefę; nadmierny fiskalizm w kraju ludzi przedsiębiorczych stwarza wręcz furtkę do omijania legalnej działalności. Jeżeli zatrudniam rzemieślnika, który ma wybudować ogrodzenie lub pomalować mieszkanie, to pierwsze pytanie, jakie zadaje, dotyczy faktury. Rzemieślnicy niechętnie je wystawiają, a zapłata, jakiej żądają za wykonaną pracę, jest nawet niższa od tej, jaka pozostaje po odjęciu VAT-u. Wtedy wiadomo, że przedsiębiorca wykonujący taką usługę nie wykazuje jej również w swojej dokumentacji.
Brak wyobraźni fiskalnej powoduje obniżenie wpływów do budżetu. Pamiętam jednak znaczący krok w tej dziedzinie, kiedy obniżono akcyzę na alkohol. Okazuje się, że wpływy do budżetu z tytułu akcyzy wzrosły, a społeczeństwo od tego dnia nie zaczęło nadużywać alkoholu bardziej niż dotychczas - tylko dlatego, że akcyza jest niższa. Wyeliminowano natomiast lub skutecznie ograniczono inne możliwości jego produkcji.
Nie dotyczy to tylko podatku VAT. Polski system fiskalny nie kojarzy spraw podatkowych z rozwojem określonych sektorów gospodarki, np. budownictwa. Mam na myśli ulgę budowlaną, która skutecznie inspirowała ludzi do budowania.
Ja akurat reprezentuję część przemysłu produkującego materiały budowlane i zauważyłem wyraźne ożywienie w tym okresie. Ludzie byli zainteresowani tym, żeby płacić rachunki i mieć na wszystko zaświadczenie, ponieważ to się opłacało. Znam systemy podatków dochodowych od osób fizycznych w kilku krajach i wiem, że system ulg - nie tylko budowlanych, jest bardzo silnie rozwinięty - nawet jeśli podatki są stosunkowo wysokie. Dzięki temu ludzie podejmują pewne działania - budują, modernizują, inwestują, bo w jakimś sensie jest to opłacalne.
W pewnym okresie w Polsce funkcjonował system ulg dla ludzi, którzy budowali mieszkania na wynajem. Bez względu na losy tego systemu mieszkania jednak powstawały. Mogą je wynajmować ci, których nie stać na kupno własnego mieszkania. Są one potrzebne także dlatego, że nasza aktywność zawodowa wymusza dużą mobilność.
Poza fiskalizmem problemem, który nurtuje moją branżę, jest certyfikacja materiałów budowlanych. Mówiąc o certyfikacji nie sposób pominąć szarą strefę. Często rozmawiam z producentami materiałów budowlanych i wiem, że praktycznie nie ma takiego wyrobu, który nie miałby podróbek. Dzisiaj w Polsce w garażach, sklepach, wytwórniach robi się wszystko - płytki, cement...
W takiej sytuacji nieskuteczność i niemoc organów nadzoru budowlanego jest dla mnie porażająca! Jeśli na stronie GUNB-u zamieszczono wyrób, który nie ma certyfikatu, nie spełnia żadnych norm i wymogów i ten sam wyrób wciąż funkcjonuje na rynku, to ta informacja służy wyłącznie zapełnieniu strony internetowej.
Jako branża staramy się współpracować z GUNB-em, a nawet przysyłamy im przykłady łamania prawa...Wciąż jednak nie widzę światełka w tunelu ani żadnej szansy na uregulowanie tego problemu.
Uważam, że w większości przypadków stosowanie materiałów budowlanych produkowanych bez certyfikatów stwarza realne niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Edukacja naszego społeczeństwa w tym zakresie sprowadza się do wiedzy, że nie powinno się stosować wyrobów zawierających azbest czy fenol, ale takich zagrożeń jest znacznie więcej... Jeżeli dany wyrób nie jest certyfikowany, to tak naprawdę nie wiadomo, co się w nim kryje i jakie stwarza ryzyko dla ludzi.
W tej sytuacji GUNB, który z natury prawa i wręcz konstytucyjnych obowiązków powinien stać na granicy przestrzegania prawidłowości certyfikowania tych wyrobów, zaś w sytuacji, kiedy są to fakty wykryte i ujawnione - powinien działać skutecznie - nie wykazuje się żadną działalnością. Spotykałem się z kilkoma kolejnymi prezesami GUNB-u i choć były to spotkania deklaratywne, to wciąż nie widzę działań, które mogłyby coś w tej dziedzinie zmienić.
Czy są sposoby na rozwiązanie tych problemów?
Obserwuję środowisko budowlane od dosyć dawna i nie zauważam jednorodnej reprezentatywności tej branży - choćby w formie ogranizmu społeczno-gospodarczego czy samorządowego. Branża budowlana jest bardzo rozproszona, zajęta własnymi sprawami i chyba swarliwa, bo nie potrafi stworzyć organizacji, która skutecznie reprezentowałaby jej interesy.
Pamiętam rozmowę z jednym z jednym z ministrów - w czasach, kiedy jeszcze istniał resort budownictwa. Minister doszedł do wniosku, że tak naprawdę to nie ma z kim rozmawiać. Bo jak może wyglądać rozmowa, kiedy na spotkanie przychodzi ponad 60 przedstawicieli najbardziej liczących się organizacji? Kończy się to pokazywaniem, która z tych organizacji jest lepsza. Ubolewam nad tą sytuacją.
Kiedyś miałem taki pomysł, żeby na wzór innych kongresów zacząć organizować forum, które potrafiłoby zdefiniować główne problemy budownictwa i wskazać odpowiednie rozwiązania.
Aby jednak rozwiązania były skuteczne, potrzebna jest także wola polityczna. Trzeba wyznaczyć pewien kierunek - czy to w sprawie rozwiązań legislacyjnych związanych z uzyskiwaniem zezwoleń na budowę, czy też z usunięciem tych wszystkich barier, które piętrzą się przed nami - inwestorami. Sądzę, że nie jest to sprawa skomplikowana; mamy szereg dobrych przykładów z krajów lepiej rozwiniętych. A wola polityczna powinna być taka, że nie tylko jesteśmy gotowi to prawo zmienić, ale też mamy odpowiedni aparat, który spowoduje, że to prawo będzie przestrzegane.
Mówiłem przed chwilą o GUNB-ie i o certyfikacji. Nie jestem specjalistą, ale w opinii moich kolegów regulacje prawne w tej dziedzinie są dobre. Jednak brakuje nam woli, narzędzi i determinacji, aby to prawo, które już funkcjonuje, należycie egzekwować. Bo nawet najlepsze, ale nie egzekwowane prawo jest martwe. I tak jest właśnie z wyrobami. Bo jeżeli mamy dobre prawo w zakresie certyfikacjii i instytucje, które mogą nas wspomóc - egzekwujmy to.
Na razie naszym problemem jest to, że albo mamy nieprecyzyjne prawo, albo też nie potrafimy go skutecznie realizować.
Przemysł związany z budownictwem jest zorganizowany bardzo różnie. Jednak ma jedną zaletę - nie potrzebuje żadnego wsparcia ze strony państwa - potrzebuje natomiast, aby środowisko biznesowe w Polsce było właściwie uregulowane.
Ten problem dotyczy nie tylko budownictwa, ale generalnie całej gospodarki. Nasza nieskuteczność funkcjonowania jest widoczna choćby w opublikowanych ostatnio analizach, które pokazują miejsce Polski na tle innych krajów UE w różnych dziedzinach.
I tak naprawdę nie można mówić o polskim budownictwie że jest ono złe lub źle funkcjonuje. Jeżeli cała gospodarka nie funkcjonuje najlepiej i jeżeli mamy potężne zaległości w jej wielu dziedzinach to nie możemy liczyć na to, że budownictwo będzie funkcjonowało zupełnie inaczej.
Oceniam, że kondycja tej branży jest zdecydowanie lepsza niż pozostałych gałęzi przemysłu. Wielu kolegów zżyma się, kiedy mówię, że budownictwo może być lewarem do rozwoju gospodarczego Polski. Ja jednak uważam, że skoro mamy konkurencyjny rynek, bogactwo surowców naturalnych i potrafimy zbudować naprawdę wszystko - sto metrów w głąb czy sto metrów w górę - to jest to możliwe do osiągnięcia.