Pensje inżynierów też muszą wstąpić do Unii
Chcemy przyjmować więcej młodych, w pracy inżyniera stawiamy na etykę, musimy pozostać konkurencyjni dla firm z Zachodu - to tylko niektóre z postanowień, z jakimi Polska Izba Inżynierów Budownictwa rozpoczyna szósty rok funkcjonowania. Gros członków izby to osoby na emeryturze. Polscy inżynierowie mają markę ludzi myślących, twórczo podchodzących do problemów. Z prof. Zbigniewem Grabowskim, prezesem Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa rozmawia Magdalena Stopa.
W tym roku Polska Izba Inżynierów Budownictwa obchodzi swoje pięciolecie. Jakimi dokonaniami lubią się Państwo chwalić?
Sukcesem jest zorganizowanie samej izby. To bez wątpienia urząd, a nie stowarzyszenie ludzi dobrej woli - czy nam się to podoba, czy nie. Do tej nowej formuły wielu z tych, którzy przeszli ze stowarzyszeń naukowo-technicznych, nie mogło się przyzwyczaić. Proces adaptacji trwał prawie dwa i pół roku. Jednak gdy na początku mieliśmy czterdzieści parę tysięcy członków, dziś jest ich ponad sto tysięcy. Działamy w szesnastu okręgach. Powierzono nam funkcję nadawania uprawnień budowlanych, a w związku z tym przeprowadzania procesu kwalifikacyjnego i egzaminu. W tym zakresie osiągnęliśmy sporą sprawność. Gdy egzaminy organizowali wojewodowie, zdawało około 50 proc. kandydatów. Obecnie liczba tych, którzy kończą z pozytywnym wynikiem, sięga 90 proc. Ponadto wywalczyliśmy, by wśród pytań nie przeważały te, dotyczące prawa - wcześniej stanowiły bowiem 70 proc. Inżynier oczywiście musi wiedzieć, że jego zawód jest zawodem zaufania publicznego i jakie przepisy obowiązują. Po wejściu do Unii Europejskiej uprawniono nas także do uznawania kwalifikacji zawodowych cudzoziemców, pracujących w Polsce.
Na jakich działaniach planują się Państwo skupiać w przyszłości?
Priorytetem jest podwyższenie poziomu zawodowego naszych członków, w tym również zwiększenie świadomości, że obowiązuje nas właściwa etyka zawodowa. Do rzeczników odpowiedzialności zawodowej wpływa wiele zapytań, zażaleń czy wręcz żądań ukarania członków izby. Powodem jest niezadowolenie z jakości robót, np. remontu. My tłumaczymy inżynierom, że nie mogą ulegać presji inwestorów, dla których jedynym kryterium wykonania jest cena. Takie działania prowadzą niestety do zmniejszenia bezpieczeństwa i katastrof, jak choćby ta w Katowicach w 2006 roku. Ponadto chcemy, by nasi członkowie dalej się kształcili, bo wyrosła nam poważna konkurencja w postaci firm unijnych. Np. wielu chętnych będzie na duże przetargi, związane z przygotowaniem infrastruktury do mistrzostw Europy w 2012 roku. Firmy z krajów ościennych już tylko czekają na ich otwarcie. My musimy dotrzymać im kroku. Chcemy też dalej otwierać się na młodych inżynierów. Jak Pani wie, ze strony polityków padają głosy, że samorządy zawodowe zamykają się, nie dopuszczają młodych...
Ze strony przedsiębiorców...
Wydaje mi się, że jesteśmy jednak pozytywnym przykładem. W ciągu czterech lat działania przyjęliśmy ponad 12 tys. nowych członków. Młodym inżynierom chcielibyśmy też ułatwić uzyskiwanie staży. Według obecnych przepisów uznaje się tylko praktyki, przepracowane na pełnym etacie. Tymczasem my będziemy zabiegać o to, by wystarczył do tego nawet wolontariat. Naszym celem jest też, by student odpowiedniego wydziału już po trzecim roku studiów mógł otrzymać książkę praktyk, zgłaszając się do Izby Okręgowej. Teoretycznie mógłby więc po piątym roku i po uzyskaniu tytułu magistra, mając udokumentowane dwa lata praktyki w projektowaniu i odpowiedni okres pracy na budowie, przystąpić do egzaminu na uprawnienia budowlane. Uznajemy też staże zagraniczne, prosimy tylko, by były poświadczone przez uprawnionych tam inżynierów.
Według moich danych uprawnienia budowlane otrzymuje co roku niewiele ponad 2 tys. osób, co w stosunku do rzeszy inżynierów, kończących studia - czyli około 32 tys., jest liczbą niewielką.
Tak, ale 32 tys. to liczba osób, kończących studia inżynierskie, w tym m.in. mechaników, robotyków, biochemików. Nikt nie zadał sobie natomiast trudu, by sprawdzić, ile osób kończy studia, związane z budownictwem. Mogą to być absolwenci wydziałów stricte budowlanych, ale i niektórych wydziałów akademii rolniczych o kierunku inżynieria środowiska, również niektórzy elektrycy - tak jak to wynika ze specjalności, w których nadajemy uprawnienia. Jest ich w granicach 6 tys. rocznie. Do egzaminów przystępuje prawie 4 tys. i 90 proc. zdaje.
Z raportu, przygotowanego na dzisiejszy zjazd (22 czerwca 2007 roku - przyp. red.) wynika, że przeciętny członek Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa to osoba w wieku powyżej 56 lat. Dotyczy to ponad 52 proc. badanych. Tych w wieku produkcyjnym, czyli poniżej 35 lat, jest niewielki odsetek, tj. 2,7 proc. Jak to Państwo tłumaczą?
Nie wszyscy, którzy kończą studia budowlane, podejmują potem pracę w zawodzie. A nawet nie wszyscy, którzy podejmują pracę w zawodzie, przystępują do egzaminu na uprawnienia budowlane. Obecnie jest tendencja, że sporo młodych inżynierów wyjeżdża za granicę. Po zdobyciu tam stażu zawodowego część z nich zgłasza się do nas, zdaje egzamin i wyjeżdża z powrotem.
Z badań* wynika jednak, że młodzi inżynierowie woleliby pracować w Polsce.
Tak. I jesteśmy za tym, by pracowali, bo obecnie mamy ogromne potrzeby w budownictwie. Tylko rząd polski musi zrozumieć, że tym ludziom trzeba zapłacić. Wyraźnie trzeba określić minimalny poziom płacy dla inżyniera. Przy czym to nie może być 1000 zł. Firmy wykonawcze, poza tym, że muszą dziś płacić pracownikom więcej - bo ceną jest ich odejście do konkurencji, mają teraz kolejny problem. Renegocjować muszą umowy, które były zawierane z pracownikami według niższych stawek. Jesteśmy już w Unii pewien czas i problem będzie narastał. Bowiem ceny idą w górę i powoli wyrównują się z europejskimi, ale nasze pensje wciąż nie są w Unii.
Rozmawialiśmy o Zachodzie i o wyjazdach do pracy. Czy polscy budowlańcy są konkurencyjni w stosunku do pracowników z innych krajów Unii?
Tak. Przykładem jest Wielka Brytania, która otworzyła się na pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej i w dalszym ciągu bardzo chętnie ich przyjmuje. Gdyby pierwsi, którzy tam pojechali, się nie sprawdzili, Brytyjczycy już by nas nie chcieli.
Pan ma na myśli pracowników niższego szczebla, tj. fizycznych?!
Nie tylko. Myślę również o inżynierach. W porównaniu do menadżerów, handlowców, bankowców jest ich niewielu, bo studia inżynierskie są trudniejsze. Młodzi ludzie zdają sobie sprawę, że decydując się na te studia, decydują się na odpowiedzialną pracę. Jestem przekonany, ze polskie szkolnictwo wyższe techniczne znakomicie spełnia swoje zadanie. Wie Pani, za co przedsiębiorcy z Zachodu chwalą polskich pracowników? Za to, że jak mają jakiś problem, to starają się sami znaleźć rozwiązanie. A absolwenci tamtejszych szkół wolą odwoływać się do pomocy eksperta.
Jeśli chodzi o nauczanie inżynierów, uczelnie są krytykowane za to, że jest na nich za dużo teorii, a za mało praktyki.
To odwieczny problem. Innymi słowy można zapytać o to, czy kształcić inżynierów, którzy poradzą sobie z różnymi problemami, jakie pojawią się w toku nauki, a na pewno w pracy, czy też wąsko wyspecjalizowanych specjalistów. Tego drugiego szkolnictwo raczej się nie podejmie. 1 czerwca 2007 roku uczestniczyłem w spotkaniu dziekanów wydziałów budowlanych szkół państwowych, a także dziekanów innych szkół, w których mają budownictwo. Kolejny raz zasugerowałem, że przedmiotów technicznych powinni nauczać pracownicy szkół wyższych, którzy mają uprawnienia budowlane, czyli wykonują ten zawód. Przecież nie może projektowania uczyć ktoś, kto samodzielnie nigdy nie projektował, chociażby dachu. O właściwym zachowaniu na budowie też nie opowie nigdy ten, kto na budowie nie był. Uczyć mogłoby przecież wielu członków izby, którzy mają wieloletnie doświadczenie z pracy w biurach projektowych i są już na emeryturze.
To, że jako nauczycieli budownictwa na uczelniach, rekomenduje Pan emerytów, wydaje się niepokojące.
To wcale nie jest niebezpieczne. W każdym zawodzie najlepiej jest korzystać z doświadczenia tych, którzy to doświadczenie zbierali bardzo długo i w różnych miejscach. Ja nie mówię o osobach, które wciąż żyją tym, co było aktualne trzydzieści lat temu. Chodzi mi o inżynierów w starszym wieku, którzy cały czas są ambitni, czytają książki, czasopisma, doszkalają się w różny sposób - żeby być na topie. Tych jest naprawdę wielu.
Czy to dobrze, że powstaje nowa ustawa Prawo budowlane?
Tak. Nawet sami, jako izba zgłaszaliśmy potrzebę napisania tej ustawy od nowa. Jest oczywiste, że kiedy w dokumencie wchodzi 38. poprawka, jest to już kolejna łata na łacie i niestety nie będzie się ona przekładać na jakość sygnalizowanych rozwiązań. Prawo budowlane powinno być czytelne nie tylko dla prawnika czy wysoko wykwalifikowanego inżyniera biegłego w prawie, ale każdego obywatela, w tym inwestora budowlanego - tak by rozumiał, co jest dla niego korzystne i czego musi przestrzegać. Nowe prawo powinno także być spójne z innymi aktami, w których mówi się o budownictwie. Myślę o prawie wodnym, geologicznym, ochrony środowiska, zagospodarowania przestrzennego. Do tej pory było tak, że w wielu elementach - dotyczących tej samej sprawy - te dokumenty nie zgadzały się ze sobą. Np. niezwykle ważną sprawą jest, by nowe przepisy pociągnęły za sobą zmiany w ustawie o zamówieniach publicznych. Od lat występujemy o to, by jedynym kryterium przetargu nie była najniższa cena.
A czy to dobrze, że nie powstanie odrębna ustawa o systemie oceny energetycznej budynków?
Również powiem "tak". Uważaliśmy i dalej uważamy, że próby tworzenia nowego zawodu audytora energetycznego są bezcelowe. Kandydaci na audytorów nie muszą mieć uprawnień budowlanych, ale muszą mieć wykształcenie związane z tym, co do uprawnień jest wymagane. Absolwenci szkół wyższych, którzy mają w programie studiów fizykę budowli i uczą się o oszczędzaniu energii, merytorycznie są już do tego dostatecznie przygotowani. Oczywiście mogą być później doszkalani, aby móc ocenić wartość energetyczną obiektu. Nie może być jednak tak, że audytorem zostanie absolwent szkoły średniej, który ukończył odpowiedni kurs.
* PROinżynier - młodzi inżynierowie wybierają Polskę >>