Tarasy Zamkowe w Lublinie jak współczesne Ogrody Semiramidy
Ok. 2,5 tysiąca lat temu ołów i asfalt stały się podstawowym budulcem do stworzenia na pustyni niesamowitej budowli - Ogrodów Semiramidy. Dziś podobne obiekty stawia się przy pomocy dużo bardziej rozwiniętej technologii i certyfikowanych materiałów. Doskonałym przykładem na ich zastosowanie jest lubelska galeria handlowa Tarasy Zamkowe. Projekt jest również dowodem na to, że komercyjny obiekt handlowy nie zawsze idzie w parze z architektoniczno-urbanistyczną nonszalancją. Rozmowa z autorem tego projektu – arch. Bolesławem Stelmachem.
Bolesław Stelmach obronił dyplom na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej w 1980, następnie studiował planowanie przestrzenne na Politechnice Warszawskiej, które ukończył w 1984. W 2009 uzyskał tytuł doktora. W 1985, po otrzymaniu uprawnień, założył własną pracownię projektową. Architekt jest laureatem wielu międzynarodowych i ogólnopolskich konkursów architektonicznych, m. in. Honorowej Nagrody Stowarzyszenia Architektów Polskich. Do jego najważniejszych realizacji należy Dom Dostępny w Warszawie, Zana House w Lublinie, Rozbudowa Sejmu RP w Warszawie, Centrum Chopinowskie w Warszawie czy rewaloryzacja parku w Żelazowej Woli. |
Bolesław Stelmach zaprojektował Tarasy Zamkowe w Lublinie. Architekt zna Lublin jak własną kieszeń, ponieważ to właśnie tu od wielu lat działa pracownia Stelmach i Partnerzy. Stała obecność tej klasy projektanta w mieście to niewątpliwa korzyść. Zaprojektowanie budynku handlowego w ścisłym centrum wymagało bowiem znajomości architektoniczno-urbanistycznych wartości Lublina, ponieważ budynek miał w dużej mierze wpłynąć na jakość lubelskiego krajobrazu.
Jak to się zaczęło?
W sierpniu 1997 narysowałem pierwszą kreskę projektu Tarasów Zamkowych. Polska zlikwidowała wówczas wszystkie miejscowe plany zagospodarowania, a więc to właściciel terenu był jedynym decydującym, co powstanie na jego działce. A właściciel terenu chciał oczywiście centrum handlowe i Miasto wydało decyzje o możliwości budowy parterowego obiektu handlowego z zielonym dachem i elewacjami. Po uzyskaniu pozwoleniu na budowę właściciel poszedł jednak do sądu, z żądaniem aby budynek był pięć razy większy, bo on taki chciał ale Miasto pozwoliło na znacznie mniejszy. I po sześciu latach wygrał w NSA, bo decyzje Miasta były obarczone błędami. W końcu, w 2012 roku sprzedał teren z tą sądową decyzją deweloperowi – grupie Immofinanz. Lublin miał dużo szczęścia, ze inwestorem okazała się być firma, która wyszła z propozycją tak interesującego eksperymentu, korygującego trochę skutki decyzji sądu. Dziś, po 18 latach, możemy ocenić efekty pierwotnej decyzji Miasta.
Rozumiem, że tym eksperymentem jest zielony dach użytkowy zlokalizowany na Tarasach Zamkowych. Skąd ten pomysł?
Jednym z problemów naszej planety są tzw. gorące plamy – przestrzenie miejskie, o podwyższonej temperaturze. Gdyby zbadać Ziemię kamerą termowizyjną, miasta świeciły by na czerwono. Jest to rodzaj choroby naszej planety porównywalnej do ludzkiego raka. Dachy zielone to niwelują – są „lekiem na raka” i jedynym ratunkiem dla miast. Z tego powodu jest to rozwiązanie coraz częściej stosowane przez architektów na całym świecie. W przypadku Tarasów Zamkowych odbyło się to w szczególnie naturalny sposób, ponieważ przenieśliśmy na powierzchnię dachu (na wysokość 10-12 metrów) ekosystem znad pobliskiej strugi Czechówki, która wypływa z rzeki Bystrzycy. Na dach, o grubości sięgającej 4 metrów, przeniesiona została cała endemiczna roślinność rzeki - dzikie bzy, wierzby , brzozy i wiele innych gatunków. Dzięki temu ogrodnik na dachu nie będzie właściwie potrzebny, bo dzikie rośliny utrzymywać się będą same. To jeden z powodów podjęcia decyzji o wybudowaniu w tym miejscu zielonego dachu. Drugi jest najważniejszy i oczywisty – na takim dachu będą mogli spotykać się ludzie. Są ławki, placyki i alejki jak w normalnym, naziemnym parku. Można nawet dostać się tutaj rowerem, czy wózkiem. Taki był pierwotny pomysł – oddać mieszkańcom Lublina widok i zieleń, którą zabrała galeria.
A jak wyglądały prace budowlane? Podobno fundamentowanie przysporzyło sporo problemów?
Fundamentowanie było chyba największym problemem technicznym przy budowie tego obiektu. Zbudowaliśmy dom na olbrzymim jeziorze, które zaopatruje Lublin w wodę, zlokalizowanym 17-20 metrów pod ziemią. Nad tym zbiornikiem unosi się bardzo cienka warstwa twardej gliny – iłów, których nie wolno naruszyć. Jej grubość to 7 metrów, ale w stosunku do otaczających warstw, jest to bardzo mało. Przebicie tej membrany grozi katastrofą hydrogeologiczną. Wyliczenia mówią, że po naruszeniu powłoki ciśnienie, jakie panuje w tym jeziorze wybiło by słup wody na wysokość 30 metrów. Jednym z rozwiązań, aby tego uniknąć mogło być dociążenie budynku żelbetową płytą o grubości ok. 3 metrów. Opracowaliśmy jednak inny, autorski pomysł. Zainstalowaliśmy pod całą powierzchnią budynku system drenażu tworzący siatkę z kolektorami i gigantycznymi studniami pompującymi wodę. Drenaż ten zbiera wodę i oddaje ją do rzeki. Płytę denną budowaliśmy sekcjami – każda część była osobno drążona, potem wylewana. W sprawie fundamentowania Immofinanz konsultował się z profesorami z Wiednia i Paryża. Zanim dostaliśmy odpowiedź, że zaakceptowano nasze rozwiązanie, minęły 3 miesiące. Było to niezwykłe wyzwanie technologiczne, któremu zdołaliśmy podołać wraz z firmą Warbud.
Zabrzmiało groźnie. Czy oprócz kłopotów z podziemnym jeziorem, były również inne problemy na budowie lub jeszcze przy projektowaniu Tarasów Zamkowych?
Przy każdej inwestycji są jakieś problemy. W tym przypadku pojawiły się już na początku gdy Tarasy Zamkowe dostały odmowę wydania pozwolenia na budowę. Na szczęście, po negocjacjach pozwolenie zostało wydane. Innych kłopotów dostarczyło nam certyfikowanie Galerii Tarasy Zamkowe, jako pierwszego w tej skali w Europie budynku w kategorii BREEAM exellent. Na etapie projektowania mieliśmy problem z roślinnością, która miała pojawić się na dachu. Problem polegał na tym, że certyfikacja nie uwzględniała naszych rodzimych, polskich drzew. W związku z tym roślinność miała być transportowana z Francji czy Czech, co mijało się z ideą zrównoważonego rozwoju. Trzeba było przekonać zagranicznego audytora, że warto wykorzystać potencjał roślin istniejących tuż obok inwestycji. Musieliśmy także wypełniać nieskończenie długie tabele dotyczące przeróżnych aspektów przyrodniczych, np. opisywać co będzie się działo z kijankami w rzece po przeniesieniu roślinności.
To oczywiście nie było tak dużym problemem jak sprawa z fundamentami, ale na pewno nie ułatwiało prowadzenia inwestycji. Podobnie sprawa miała się z gresem. Jedynym materiałem, który miał odpowiednie właściwości (np. natężenie odbicia światła) był... grecki marmur.
Z czysto architektonicznych problemów – istotna była zgoda inwestora na nietypową geometrię obiektu. Walczyliśmy o kształt pasaży, ich otwarć pomiędzy kondygnacjami, czy o formę świetlików w dachu. Na początku inwestor chciał mieć wszystko standardowe – obłe lub okrągłe, jak w każdej galerii handlowej. Po przedstawieniu 2 wersji modelu udało nam się go przekonać.
To bardzo dobrze, bo dziś można powiedzieć, że te otwory są elementem charakterystycznym Tarasów Zamkowych. Zielony dach, wygrana walka z fundamentowaniem... dlaczego jeszcze jest to ciekawy obiekt?
Na przykład dlatego, że dzięki niemu jest szansa aby rozwiązać jeden z ważniejszych problemów w Lublinie, tzn. problem braku miejsc postojowych. W centrum miasta, 5 minut pieszo od Tarasów Zamkowych, na Starym Mieście czy przy deptaku Krakowskie Przedmieście, brak jest miejsc postojowych. W galerii handlowej zaprojektowano podziemny parking na 1400 miejsc. Jest on w stanie zapewnić nie tylko miejsca dla klientów galerii, ale może również odblokować ruch samochodowy i miejsca postojowe w ścisłym centrum miasta. Parking wyposażony jest w dwa wjazdy i wyjazdy, dwa przystanki dla komunikacji masowej oraz przystanki dla rowerów.
Zatem wnioskuję, że jest Pan zadowolony z efektu końcowego. A może jest coś, co się nie udało?
Jest kilka rzeczy, które się nie udały ze względu na zmniejszenie środków budżetowych. Zmniejszono ilość nasadzeń na dachu, zmieniono elewacje i wiele elementów we wnętrzu – na dużo tańsze. Martwi mnie także to, co dzieje się przed głównym wejściem do Tarasów Zamkowych, w miejscu, gdzie zaczyna się teren miasta. Powinny tam być ławki, oświetlenie, mała architektura, a w rzeczywistości, w miejscu gdzie kończą się schody galerii, kończy się jakość. Powierzchnię pokrywa odtąd najtańsza kostka i nic poza tym. Miejsce to potraktowane jest przez miasto jak kolejny pas drogowy w Lublinie, zamiast być kontynuacją i rozwinięciem wyjścia z galerii. Wygląda to jakby miasto odwróciło się do budynku „plecami”.