Urbanistyka w polskim wydaniu. Czy plan miejscowy spełnia swoje funkcje, a ład przestrzenny się opłaca? Rozmowa z Grzegorzem Buczkiem
O tym, dlaczego w Polsce urbanistyka kojarzy się z chaosem, co wynika z planów miejscowych i w jaki sposób kształtowany jest ład przestrzenny wypowiada się Grzegorz A. Buczek, wiceprezes Towarzystwa Urbanistów Polskich.
Coraz więcej ludzi zgadza się z opinią, że narastający chaos urbanistyczny w Polsce ma znamiona katastrofy. Wydaje się, że nie ma żadnych respektowanych reguł, które porządkowałyby ład przestrzenny… Gminom nie zależy na uporządkowanej, jednorodnej urbanistyce i ochronie przyrody? Wydaje się, że to wbrew logice. Ludzie nie chcą mieszkać ładnie?
W odniesieniu do urbanistyki, to jedne gminy radzą sobie lepiej, inne gorzej, ale generalnie samorządy okazały się bardzo podatne na naciski różnych grup interesów. Pierwsza z nich to mieszkańcy – właściciele terenów rolnych położonych wokół miast. W swoich planach nie chcą być rolnikami. Sprzedaż gruntów pod zabudowę daje większy zysk niż uprawa ziemi. Była i jest ogromna presja na przekształcanie działek rolnych w budowlane. Druga grupa to deweloperzy. Często radni sami namawiają wójta czy burmistrza, by dał pozwolenie na zajęcie dziewiczego terenu pod budownictwo czy budowę obiektu niepasującego do otoczenia. Gmina na takich inwestycjach może zarobić, bo część podatku trafia do kasy samorządowej. Z dbania o ład przestrzenny nie ma żadnej szybkiej korzyści finansowej.
Dlaczego plan miejscowy nie spełnia swojej funkcji ochronnej?
Spełnia ją tam, gdzie został uchwalony, czyli na mniej więcej 30% obszarów gmin. Brak planów to sytuacja patologiczna i sprzyjająca prowizorce w budowaniu. Dlaczego przez tyle lat wiele samorządów nie zdołało ich uchwalić? Dlatego, że plan miejscowy nie tylko przynosi skutki pozytywne, lecz także narzuca ograniczenia i powoduje kosztowne zobowiązania związane z uzbrajaniem terenów, budową dróg, szkół czy ośrodków zdrowia. Trzeba płacić odszkodowania, gdy inwestycja publiczna ma być realizowana na terenach prywatnych.
Czy decyzja o warunkach zabudowy jest wystarczającym narzędziem zastępującym plan miejscowy?
Decyzja miała być wyjątkiem w uzgodnieniu budowy pojedynczego domu, a stała się sposobem na plan zabudowy całych osiedli! Najpierw jest incydent - pojedyncza decyzja - a potem można już wydać warunki zabudowy dla całych obszarów. Władze miejscowe mają kompetencję prowadzenia lokalnej polityki przestrzennej, a zrzekają się swojej władzy na rzecz burmistrza, wójta, prezydenta, którzy wydają arbitralną decyzję. Dochodzi do takich paradoksów, że w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy teren wskazany jest jako zalewowy, a wójt wydaje tam zgodę na budowę osiedla. W ten sam sposób wciąż nowe tereny rolne otrzymują status działek budowlanych. Inwestor kupuje tanią nieuzbrojoną działkę, a potem się domaga, by społeczność lokalna poniosła koszty doprowadzenia mediów, zbudowania dróg, oświetlenia itp. Jesteśmy bardzo rozrzutnym społeczeństwem. Patrząc z innej strony: gdyby w gminach działały jakieś reguły związane z kształtowaniem przestrzeni, to na osiedlu, gdzie powstało 500 nowych domów, należałoby zbudować szkołę. A mieszkańcy nie są pewni, czy będzie doprowadzona choćby linia autobusowa…
Ma Pan jakieś propozycje, jak poradzić sobie z tym wszystkim poradzić? Od czego zacząć to porządkowanie Polski?
Jednym z możliwych działań jest wprowadzenie powszechnie obowiązujących, regionalnie różnicowanych standardów urbanistycznych: wskazanie liczby szkół, obiektów kultury, dróg, miejsc wspólnych, a także intensywności i wysokości zabudowy. Jest jednak ryzyko, że bez jednoczesnego określenia lokalnych źródeł finansowania tych minimalnych standardów, pozostaną one na papierze. Już teraz wiele gmin zapisuje własne standardy urbanistyczne w studium zagospodarowania przestrzennego, a potem nie ustala ich w planach miejscowych z obawy przed kosztami realizacji. Planowanie przestrzenne musi być ściślej powiązane z aspektami ekonomicznymi budowania. Takie narzędzia planowania przestrzeni dla Polski mogą być wprowadzone tylko ustawą.
Jak ocenia Pan plan zmiany przepisów budowlanych – budowania bez pozwolenia na budowę?
Według informacji Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej w miejsce obecnego, wielokrotnie zmienianego Prawa budowlanego ma powstać Kodeks budowlany. Ma on określać i upraszczać warunki dotyczące budowania. Na razie to tylko doniesienia. Założenia kodeksu nie zostały nawet przedstawione do zaopiniowania Głównej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej (ustawowy organ doradczy ministra właściwego do spraw budownictwa). Odbieram te pomysły jako próbę dalszej liberalizacji przepisów. Chociaż Trybunał Konstytucyjny odrzucił wcześniejszą próbę likwidacji decyzji o pozwoleniu na budowę, kodeks ma poszerzyć zbiór inwestycji, które takiego pozwolenia nie będą wymagać. Dziwi mnie też milczenie banków. Teraz dają kredyt, bo klient ma pozwolenie na budowę – sytuacja jest jasna. Według planowanych przepisów kodeksu inwestor buduje się na podstawie „domniemanej zgody”, a sprawy sporne rozstrzygane są w sądzie. Czy banki będą miały możliwość oceny wiarygodności wniosku o kredytowanie takiej budowy?
Kodeks zajmie się też porządkowaniem przestrzeni?
Rząd przyjął Koncepcję Zagospodarowania Przestrzennego Kraju 2030, której celem jest „przywrócenie i utrwalenie ładu przestrzennego”. Aby ten cel zrealizować, należy w pierwszej kolejności usprawnić planowanie i gospodarowanie przestrzenią. Dopiero potem można ułatwiać proces budowlany, a przez planowanie jego otoczenia – ograniczać ryzyko inwestorskie. Szybkie budowanie bez planowania można porównać do budowania na złych fundamentach, a wręcz bez nich. Odpowiadając na pytanie, powiem, że wbrew swej nazwie kodeks ma zawierać także powszechnie obowiązujące przepisy urbanistyczne oraz zasady lokalizacji nowej zabudowy. Ta sfera była jak dotąd domeną ustaw przestrzennych oraz kompetencji ustrojowych gmin. Czy kodeks powstrzyma chaos? Jestem sceptycznie nastawiony...No tak, ale może większości Polaków nie interesuje piękno chronionych krajobrazów, zwartość zabudowy, wyrazistość przestrzeni publicznych, jakość otoczenia domów, wygoda zamieszkiwania, czyli po prostu – ład przestrzenny. Może wystarczy nam podziwianie porządku za granicą? Może Polacy są zainteresowani tylko łatwością i tempem budowania, a w konsekwencji godzą się "żyć na własnych śmieciach"? Politycy, jak wiadomo, wyczuwają społeczne preferencje i właściwie na nie reagują…
A rola urbanistów?!
Od lat są ignorowane fachowe projekty przygotowywane przez środowiska architektów i urbanistów. Bez echa pozostały projekt Polskiej Polityki Architektonicznej - polityki jakości krajobrazu, przestrzeni publicznej i architektury – przekazany ministerstwom w maju 2009 r., a także "Karta przestrzeni publicznej", przyjęta kilka miesięcy później przez Trzeci Kongres Urbanistyki Polskiej. Urbaniści byli zawsze służebni – na usługach urzędu czy samorządu. To nie my kształtujemy przestrzeń, lecz władze lokalne. Chociaż przyznaję – niektórzy urbaniści swoją źle pojętą służebnością też przyłożyli się do dewastacji przestrzeni Polski.
Dziękuję za rozmowę.