W drodze po innowację i milion złotych
Audyt technologiczny, transfer technologii czy innowacji - te hasła wcale nie muszą brzmieć obco. Wprawdzie ilość dokumentów, z którymi trzeba się zapoznać, by móc wdrożyć w firmie nowe, niedostępne na lokalnym rynku rozwiązanie, odstrasza, ale są jednostki oferujące w tym zakresie profesjonalną pomoc. Zachętą są zaś niewątpliwie pieniądze, o które przedsiębiorcom przyjdzie się zmierzyć. Rozmowa z Robertem Podgórzakiem z Instytutu Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego (IMBiGS), koordynatorem IRC Central Poland.
Unia Europejska wspiera wdrażanie nowych technologii. Sieć ośrodków IRC obejmuje obecnie trzydzieści trzy kraje, w tym kraje stowarzyszone jak Szwajcaria, Irlandia, Izrael czy Chile. Na czym dokładnie polega Państwa rola?
Pośredniczymy w promocji technologii, przy czym ta promocja musi być zakończona nabyciem konkretnej technologii przez zagranicznego partnera. Z tego rozlicza nas Komisja Europejska. Na co dzień odwiedzamy różne targi, jesteśmy na konkursach typu "Polski Produkt Przyszłości", rozmawiamy z przedsiębiorcami. Na tej podstawie tworzymy bazę profili: z jednej strony technologicznych ofert - zgłaszanych przez firmy, z drugiej - technologicznych zapotrzebowań. Od początku istnienia przez bazę przewinęło się kilkanaście tysięcy profili. Oczywiście produkty, które były innowacjami w 1996 roku, za takie dziś już uznawane być nie mogą. Poziom, utrzymywany na bieżąco, to około 3 tys. ofert i zapotrzebowań. Dzięki nam firmy oraz ośrodki badawcze znajdują partnerów do współpracy technicznej, umów licencyjnych, produkcyjnych, joint-venture, współpracy techniczno-handlowej lub dalszych wspólnych badań.
Czy w firmach budowlanych jest dziś duże zapotrzebowanie na innowacje?
Zdecydowanie tak. Aczkolwiek oferta ośrodków badawczych nie koncentruje się na optymalizacji, czyli skróceniu czasu czy energochłonności procesu budowy. Dotyczy ona głównie nowych materiałów. Ponadto transferowane rozwiązania z branżą budowlaną są najczęściej związane w sposób pośredni. Związek z budownictwem ma np. budowa oczyszczalni ścieków i dostarczenie odpowiedniej technologii oczyszczania wody. Takie rozwiązanie, wspomagane promieniami UV, w 2006 roku transferowaliśmy do Polski z Izraela. Inny przykład to transfer maszyny do automatycznego wykonywania zbrojeń. Tego typu maszyny mogą być wykorzystywane w przypadku zbrojenia i zalewnia betonem dużych powierzchni, np. hal. Transfery to odzwierciedlenie potencjału regionu. Polski potencjał tkwi obecnie w branżach: ochrony środowiska, informatyki, poligrafii, mimo wszystko przemyśle spożywczym - w przypadku którego Polska ma sporo do nadrobienia oraz branży metalowej. Rok temu na rynku stali mieliśmy duży boom, stąd dziś wiele nowych linii do cięcia, gięcia prętów. Te, z którymi my mieliśmy do czynienia, pochodziły z Włoch.
IRC należy do Polskiej Platformy Technologicznej Budownictwa. Co to oznacza?
Działania, realizowane w ramach IRC w pewnym stopniu wspomagają, żeby nie powiedzieć: pokrywają się z działalnością platform. Celem projektu IRC jest promowanie przedsiębiorczości i transfer technologii, celem platform jest organizowanie konsorcjów, organizowanie współpracy między przedsiębiorstwami i reprezentowanie przedsiębiorstw danego sektora w stosunku do innych platform narodowych i platform europejskich. Muszę jednak sprostować Pani słowa. Do platformy budownictwa należy Instytut Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego, który jest koordynatorem projektu IRC. Jest tak od września 2006 roku. Wcześniej za projekt był odpowiedzialny Ośrodek Przetwarzania Informacji. IRC to projekt VI Programu Ramowego. Ten kontrakt zakończy się jednak w 2008 roku. Komisja Europejska zadecydowała, że wraz z uruchomieniem funduszy na lata 2007-2013 należy go połączyć z siecią Euro Info.
W Polsce związek nauki i biznesu jest bardzo słaby. Tak przynajmniej przyjęło się mówić. Czy przedsiębiorcy rzeczywiście mają opory przed kontaktami ze światem nauki?
Nie. Moim zdaniem mówienie o jakichkolwiek oporach czy braku związku pomiędzy tymi dwoma światami jest stereotypem. Świadczą o tym chociażby dokonania Instytutu Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego. W ciągu ostatnich czterech lat zrealizował on 40 projektów celowych, czyli konkretnych wdrożeń do przemysłu. Są to rozwiązania, opracowane właśnie we współpracy z przedsiębiorcami. Przykłady? Hydrostatyczny napęd mostu przedniego równiarki drogowej RD165, który powstał we współpracy z firmą Mista ze Stalowej Woli. Z kolei w Przedsiębiorstwie Przemysłu Betonów "Prefabet-Kurzętnik" (woj. warmińsko-mazurskie) opracowywany jest wielokomorowy zespół ważąco-podający, który służy do precyzyjnego dozowania poszczególnych frakcji kruszywa w wytwórniach mieszanki betonowej.
Takie projekty i w ogóle proces wdrażania innowacji do przedsiębiorstw dofinansowuje Unia. Przypuszczam, że ubieganie się o środki unijne nie przebiega bez przeszkód.
Tak, rzeczywiście. Główną przeszkodą jest szum informacyjny. Zazwyczaj bowiem w firmach brakuje ludzi, dedykowanych do pozyskiwania pieniędzy. Pracę tę scedowuje się np. na księgowych. A dla nich zapoznanie się z wymaganiami unijnego projektu to dodatkowa, niejednokrotnie niechciana praca - bowiem mają swoje bieżące obowiązki. Tak samo swoje obowiązki ma prezes firmy, który na co dzień musi walczyć o kolejne zamówienia, kontrakty i przez cały tydzień może nawet nie pojawić się w firmie. Powszechną praktyką jest, że przedsiębiorstwo, chcące wystąpić o środki, wynajmuje firmę zewnętrzną do przygotowania projektu. Jednak - jak relacjonują nam przedsiębiorcy - słabym punktem takiej współpracy okazuje się komunikacja. Osoby z zewnątrz często bowiem nie rozumieją procesów technologicznych, które odbywają się w firmie. Problemy pojawiają się też na poszczególnych etapach oceny projektu. Za coś absurdalnego uchodzi np. pierwszy jej etap, czyli tzw. etap formalny. Zdarza się, że projekt odpada z powodów złej numeracji stron, braku parafek, pieczątek czy koloru papieru - czyli rzeczy, niedecydujących w istocie o jego potencjale. Drugi etap, tzw. techniczno-ekonomiczny to już ocena wykonalności projektu. Wiem, że na tym etapie przedsiębiorcy mają często problemy z uzyskaniem promesy kredytowej, zapewniającej wykonalność finansową przedsięwzięcia. Banki niestety trzymają się swoich sztywnych procedur, nie zważając na wszystko inne.
Jak zachęcić przedsiębiorców do zapoznania się z warunkami ubiegania się o środki?
Mnie się wydaje, że ich do tego wcale nie trzeba zachęcać. W ramach funduszy strukturalnych na lata 2007-2013 Polska będzie miała do podziału 67 mld euro. I tak np. dla działania 2.2.1 SPO-WKP "Wsparcie dla przedsiębiorstw dokonujących nowych inwestycji" (nabór wniosków do tego działania zakończył się 31 stycznia 2007 roku - przyp. red.) pula środków wynosiła 600 mln złotych. Ministerstwo Gospodarki szacowało, że gdyby każdej firmie przyznać milion złotych, w projekcie mogłoby wziąć udział sześciuset przedsiębiorców. Ktoś, kto ma w perspektywie taką sumę, jest już najczęściej odpowiednio zmotywowany. Rozmawiając z przedstawicielami polskich firm, widzę nawet, że wolą oni unowocześniać swoje przedsiębiorstwa niż inwestować w ludzi. Nie jest to zgodne z oczekiwaniami Unii, choć oczywiście można to zrozumieć. Wielu z pracowników, wyszkolonych za unijne pieniądze, już dawno wyjechało.
Czym różnią się programy operacyjne od programów ramowych? Jakie korzyści z udziału w jednych i drugich mogą mieć przedsiębiorcy?
Te pierwsze, czyli fundusze strukturalne, są do dyspozycji wyłącznie Polski. Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego chce zmusić nas do konkurencyjności, ale za jego pieniądze będziemy konkurować nie z całą Unią, tylko wewnątrz kraju. Własny program operacyjny - zgodny z ustalonymi dla Polski priorytetami - będzie realizowało każde z województw. Dotyczy to lat 2007-2013. Na ten okres przewidziano też program operacyjny "Rozwój Polski Wschodniej", który obejmuje województwa: lubelskie, podlaskie, podkarpackie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. Województwa wytypowały około 120 przedsięwzięć, które powinny zostać dofinansowane i dokument ten jest teraz negocjowany z Unią (według "Dziennika Wschodniego" na samą Lubelszczyznę do 2013 roku może trafić około 480 mln euro - przyp. red.). Z kolei program ramowy to sposób na finansowanie rozwoju technologicznego, rozumianego jako prowadzenie badań oraz testowanie i wdrażanie ich osiągnięć. Przewidziany na lata 2007-2013 VII Program Ramowy (jego inauguracja odbyła się 16 listopada 2006 roku w Warszawie - red.) jest największym z dotychczasowych takich programów. Jego budżet wynosi ponad 53 mld euro. Badania mają być prowadzone w kilku priorytetowych, wyznaczonych przez Unię dziedzinach. Należą do nich m.in. zdrowie, biotechnologia, nanotechnologia, transport, energia, środowisko. Budownictwo może po prostu wykorzystywać efekty tych badań.
W czym do projektu IRC miałby być podobny projekt BUILD-NOVA, promujący innowacyjne rozwiązania w sektorze budowlanym?
Przede wszystkim również skupia on przedsiębiorców z danej branży. Stara się zidentyfikować ich pomysły i potrzeby. Najlepiej sprawdza się przy tym scenariusz, gdy projekt - w ramach którego firma aplikuje o środki - wynika z jej rzeczywistych potrzeb, a nie tylko świadomości, że są pieniądze do wykorzystania. Różnica pomiędzy IRC a BUILD-NOVA polega, zdaje się, na tym, że ten drugi w większym stopniu dotyczy programów ramowych, czyli badawczych. W naszym wypadku kierowanie przedsiębiorców do punktu kontaktowego, działającego na rzecz VI Programu Ramowego, to tylko jedno z zadań.