BHP na budowie. Rutyna a zagrożenia
Rutyna definiowana jest jako wprawa nabytą praktyką, doświadczenie, biegłość lub skłonność do działania według utartych wzorów, szablonowość, schematyczność. W pewnych działaniach jest to zjawisko pozytywne, gdy na przykład w sytuacji zagrożenia trzeba wykonywać czynności odruchowo (jak kierowca wyprowadzający pojazd z poślizgu), ale w codziennej pracy na budowie, gdy występują liczne zagrożenia zdrowia i życia jest to zjawisko niepożądane, prowadzące do łamania zasad BHP. Jak stwierdzono, rutyna prowadzi do 90% wypadków na budowie.
O rutynie na budowie rozmawiamy
ze specjalistami ds. BHP firm Mostostal Warszawa i Skanska
Mostostal Warszawa: szkolenie BHP musi być procesem ciągłym
- Oto kilka obrazków z mojej codziennej pracy. Realizując harmonogram kontroli warunków pracy na budowach pojechałem na jedną z nich. Dojechałem na miejsce i co widzę? Podwykonawca, na naszej budowie, psuje nam opinię – wspomina Roman Konowałek, specjalista ds. BHP w Mostostal Warszawa SA. - Butle z gazami technicznymi leżą na ziemi, jakby je ktoś porzucił w panicznej ucieczce, zestawy spawalnicze bez zabezpieczeń przed cofnięciem płomienia, szkła manometrów w reduktorach popękane lub nie ma ich wcale, węże spawalnicze na tulejach łączących owinięte drutem. Czy to jest rutyna, czy zwykłe niedbalstwo i bałaganiarstwo? Brnę dalej, ale przede wszystkim muszę zapobiec przykrym dla wszystkich następstwom takiego postępowania. Korzystam więc ze swoich uprawnień i zalecam przerwać pracę z powodu stwierdzonego zagrożenia zdrowia i życia pracowników. Widzę niechętne i powolne próby podporządkowania się poleceniom, jednocześnie dociera do mnie komentarz pracownika: „Panie inspektorze, ja już tak 25 lat spawam i nic się nie stało”. Czyli co, behapowiec wyrwał się zza biurka i czepia się? Pytam spawacza o dokumenty potwierdzające kwalifikacje. Owszem są, ale na kwaterze. Po pewnym czasie dostarczono mi Książeczkę spawacza i okazuje się, że ma on wysokie uprawnienia w zawodzie, w stoczni spawał kadłuby statków, więc wiedzę i umiejętności ma. Ale przez lata pracy, gdy nikt nie reagował na jego niesubordynację, wykonywane czynności i zagrożenia tak mu spowszedniały, że zatracił ostrość ich postrzegania. Pracownik nabrał przekonania, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć, co więcej może sobie pozwolić na odstępstwa. Sprawdzam, jakie szkolenia z zakresu BHP odbyli pracownicy budowy. Formalnie szkolenie okresowe pana spawacza jest aktualne i nie budzi zastrzeżeń, jednak po krótkiej rozmowie dowiaduję się, że podczas zajęć ze spawaczami, prowadzący omawiał zagrożenia występujące podczas wyrobu i pieczenia chleba w piekarni. Ręce opadają! Kto dobierał tematykę zajęć i prowadzącego zajęcia? Przecież to jest oczywista strata czasu pracowników i pieniędzy pracodawcy. Szkoleń BHP nie możemy traktować tylko jako spełnienie wymogów formalnych. Jeśli szkolenie nie porusza problematyki dotyczącej stanowiska pracy szkolonego, nie przypomina się o występujących zagrożeniach podczas wykonywania jego pracy, to jest najkrótsza droga do popadnięcia w rutynę i niebezpiecznych zachowań. Szkolenie i przypominanie musi być procesem ciągłym i długotrwałym.
- Inna sytuacja. Podczas prac ocieplających na elewacji rusztowanie zestawiono niezgodnie z dokumentacją techniczną producenta. Stopy konstrukcji ustawiono na nieprzygotowanym podłożu, na które rzucono ścinki sklejki. Jako podpory stóp rusztowania wykorzystano uszkodzone fragmenty bloczków suporexu. Kto wykonał montaż konstrukcji? Nie wiadomo. Brakuje protokołu odbioru rusztowania. Nie ma też żadnego śladu w dzienniku budowy. Wiadomo jednak, że konstrukcja jest niestabilna. A na takie rusztowanie wchodzą ludzie i wykonują swoją pracę… Po krótkiej rozmowie z nadzorującym roboty okazuje się, że nikt nie zainteresował się tym, kto i jak ustawił rusztowanie. Rusztowanie wysokie na cztery kondygnacje i długie na około 10 metrów! Nieważne jest bezpieczeństwo, ważne jest, że z rusztowania „można” układać ocieplenie ścian. Takich przykładów z ostatnich kilku lat mogę przytoczyć bardzo wiele, choć nie chciałbym wcale.
- Podczas kontroli warunków pracy i stanu bezpieczeństwa pracy na budowach często słyszę krzepiące opinie, że moja obecność jest potrzebna, ponieważ mam świeże spojrzenie na sytuację. Widzę niedociągnięcia, które spowszedniały pracownikom budowy i stały się niezauważalne. To są właśnie przejawy rutyny wśród wszystkich pracowników na budowach i to są potencjalne przyczyny wypadków.
- Dlaczego lekceważymy własne zdrowie i życie, godząc się na pracę w niebezpiecznych warunkach? Czemu sami tworzymy zagrożenia podczas jej wykonywania? Czy jest to nieznajomość przepisów i zasad BHP? Nie. Każdy z moich rozmówców podczas swobodnej konwersacji na źle urządzonym stanowisku pracy lub podczas postępowania powypadkowego wie, co należy poprawić. Wie jak bezpiecznie wykonać pracę. Szkoda tylko, że jest to wiedza teoretyczna, która nie zawsze idzie w parze z praktyką. Rutyna w dużej mierze spowodowana jest chęcią działania „na skróty”, a także brakiem reakcji środowiska na wykonywanie pracy z naruszeniem zasad i wymogów BHP. Dobry fachowiec – niezależnie od stażu pracy, nie podchodzi do bezpieczeństwa pracy nonszalancko, nie interpretuje wymogów bezpieczeństwa według własnego uznania.
- Bezkrytyczne działanie, według utartych szablonów może spowodować, że zrobię krzywdę sobie lub moim współpracownikom. Wyobraźmy sobie działającego rutynowo, bez zastanowienia operatora żurawia dźwigowego, montera konstrukcji stalowych, osoby pracujące przy rurociągach gazowych lub paliwowych, albo wykonujące każdą inną pracę na budowie. Należy stale przypominać o czyhających zagrożeniach. Dobra i terminowa organizacja oraz właściwy dobór tematów szkoleń BHP, kompetencje prowadzących zajęcia, zapoznanie pracowników z przyczynami i skutkami zdarzeń wypadkowych, mogą zapobiegać popadaniu w rutynę. Ważna jest jednak nasza mentalność i poważne potraktowanie problematyki BHP podczas codziennego wykonywania pracy przez pracowników – podsumowuje Roman Konowałek, specjalista ds. BHP w Mostostal Warszawa SA.
Skanska S.A.: rutynie najskuteczniej zapobiega wypadek?
Kiedy na budowie po raz pierwszy pracuje się na wysokości 50 m, jest to ogromne przeżycie. Kilka dni później adrenalina opada. Po kilku latach taka wysokość staje się dla pracownika równie normalna jak wypicie porannej kawy. Tak właśnie pojawia się rutyna.
- Pracownik przyzwyczaja się do zagrożenia i przestaje na nie zwracać uwagę – mówi Marcin Stelmaszczyk, specjalista ds. BHP. – Przecież pracuje tak od 20 lat i jeszcze nigdy nic się nie stało. I nagle pojawia się sytuacja, której nie przewidział, choć jest w ocenie ryzyka zawodowego. Dochodzi do wypięcia się pomostu albo ramy rusztowania, a organizm nie potrafi odpowiednio zareagować. Ponieważ do tej pory nic takiego się nie wydarzyło pracownik nie jest przygotowany do szybkiej reakcji. Wcześniej czy później rutyna dopada wszystkich, zwłaszcza jeśli prace polegają na monotonnym powtarzaniu tych samych czynności dzień w dzień. Pracownik przyzwyczaja się do otoczenia. Zaczyna wtedy bagatelizować zagrożenia i przestaje zwracać uwagę na to, co się dzieje dookoła niego, środowisko pracy i zagrożenia, które z niego wynikają.
– Trafnym przykładem jest kierowanie ruchem – mówi Zbyszek Kowyk, specjalista ds. BHP. – Jeśli pracownicy wykonujący to zadanie nie zmieniają się co 2 godziny, to pojawia się automatyczne działanie. Podobnie kierowcy samochodów, którzy dowożą przez cały dzień masę do układania, często zapominają zamknąć skrzynię ładowną i podczas odjazdu dochodzi do zaczepienia o linię napowietrzną. To zapomnienie wynika właśnie z rutyny. Po tygodniu już nie dostrzegamy, że z początkowo poprawnie zamontowanego rusztowania, z którego codziennie korzystamy, został wypięty element. Wykop był zabezpieczony, już wprawdzie barierek przy nim nie ma, ale w oczach pracowników nadal funkcjonuje jako bezpieczny. Operator walca czy układarki wiele razy wyjeżdża bezpiecznie z budowy. Kiedy wpada w rutynę, nie doszacuje ryzyka i dochodzi do wywrócenia maszyny przy wyjeździe, załadunku czy rozładunku. Zespół nie widzi nieprawidłowości, bo widział je zbyt często, stały się więc codziennością. Pracownik nie podchodzi do wykonania zadania tak, jakby go wykonywał pierwszy raz w życiu, a powinien. Zagrożenia powtarzają się wprawdzie, ale zadania nigdy nie wyglądają tak samo. Każda z tych czynności jest przecież wykonywana w innym otoczeniu, środowisku, przy różnej pogodzie, czy też innej, bo np. bardziej nowoczesnej technologii.
- Rutyna dotyczy szczególnie długoletnich pracowników – mówi Daria Krawczak, menadżer Zespołu ds. BHP i Środowiska. – Kiedy organizujemy prace, odnosimy się do wcześniejszych doświadczeń. Zamiast zapytać o radę przełożonego, działamy rutynowo, także dlatego, że to czasem łatwiejszy sposób wykonania pracy.
– Każdy z nas jest zagrożony rutyną, ale szczególnie pracownicy z ponad 5-letnim doświadczeniem zawodowym – dodaje Przemysław Przybylski, specjalista ds. BHP. – To u tej grupy powstają nawyki, które przekładają się na rutynowe działanie. Pracownik niby wie o ryzyku, szacuje je, ale uważa, że tak naprawdę ono się nie wydarzy. W końcu do tej pory nic się nie stało, nawet jeśli pracował szybko i niezgodnie z przepisami BHP. Nauczył się, że można bezpiecznie działać „na skróty”. Pracownik nadzoru szuka w ten sposób możliwości redukcji kosztów albo skrócenia czasu wykonania zadania. Pracownik produkcyjny zdaje sobie sprawę, że wykonuje zadanie niezgodnie z przepisami, ale działa pod presją przełożonego albo po prostu szkoda mu czasu i środków. Przy pracy na wysokości 1m i więcej trzeba stosować szelki albo inne zabezpieczenia. Na wysokości 10 m pracownik zabezpieczy się z własnej woli. Przy pracy na 3 m uzna, że ryzyko upadku jest niewielkie, więc szelki nie są potrzebne. Tymczasem lekceważenie ryzyka i niezabezpieczanie się na tej, wydawałoby się niewielkiej, wysokości prowadzi do największej liczby wypadków i to tych najpoważniejszych. Pamiętam, jak przy banalnym zadaniu przeczyszczania łożysk na wysokości 1,5 m pracownikowi złożyła się drabina. Spadł i uderzył się w prawe oko tak mocno, że doszło do rozwarstwienia siatkówki. Dziś jest na rencie.
– Rutyna to częste zjawisko – podsumowuje Patrycjusz Słomski, specjalista ds. BHP i Środowiska. – Wynika z braku wiedzy i doświadczenia, ale też z tego, że martwimy się tylko o siebie, a już nie o osoby ze swojego otoczenia. Nie myślimy też o konsekwencjach. Pracownicy skupiają się na zadaniu, ale już nie na tym, jak go wykonać bezpiecznie. Widzą cel i nie zastanawiają się, jaki proces do niego prowadzi. Myślą: „przecież każdy tak robi”. Wyciągają wnioski dopiero przy śmiertelnych lub ciężkich wypadkach. Przy pozostałych uważają: „trudno, stało się, to jest normalne, po prostu tak się zdarzyło”. I zakładają, że nie mieli na to wpływu. Ciche przyzwolenie otoczenia i presja czasu generują rutynę i lekceważenie ryzyka. Zgubne bywa także złe doświadczenie zdobyte od starszych kolegów. Brakuje fachowej, doświadczonej kadry na budowach. Pracownicy przychodzą do pracy zaraz po szkole zawodowej, liceum czy technikum mechanicznym. Zdarzają się wśród nich kucharze i piekarze, którzy zdobywają doświadczenie zawodowe dopiero na budowie. Rozróżniłbym jeszcze pracownika długoletniego i doświadczonego. Im człowiek jest mniej doświadczony, tym bardziej rutynowo podchodzi do wykonywanych zadań, nawet, jeśli pracuje wiele lat. Jeśli jest doświadczony przez życie, to poważnie się zastanowi i bardzo uważa. On już wie, że minuta czasu mniej na wykonanie zadania może być tym, co zdecyduje o zachowaniu życia czy zdrowia.
- Jednym z najskuteczniejszych środków zapobiegania rutynie jest… wypadek. Po powrocie do pracy poszkodowany zwraca uwagę na wszystko, co się dzieje wokół niego – dzieli się doświadczeniami Marcin Stelmaszczyk. – Osoba, która przeżyła poważny wypadek, poważnie podchodzi do wszystkich zagrożeń na budowie, a bezpieczeństwo pracy staje się jej priorytetem. Pracownik, który spadł z 5 metrów - i przeżył - staje się bardzo ostrożny na wiele lat. Zwraca też przełożonemu uwagę, jak takie prace powinny być wykonywane, a nawet, znając możliwe konsekwencje wypadku, wymusza pewne działania na nadzorze. Jasno stawia sprawę, że nie będzie pracować na wysokości bez pomostu, barierki czy innych potrzebnych zabezpieczeń, bo wie, że ryzyko upadku jest bardzo realne. Siła oddziaływania tego doświadczenia jest zależna od ciężkości wypadku. Poszkodowany zawsze zmienia zachowanie. Jego koledzy przynajmniej zastanowią się przed podjęciem ryzykownej czynności, chyba że są przekonani, że komu jak komu, ale im na pewno to się nie zdarzy.
- Kiedy rozmawiam o rutynie z pracownikami produkcyjnymi, ważne jest, żeby na spotkaniach, szkoleniach czy warsztatach podawać realistyczne przykłady wypadków na budowach i tłumaczyć, co się stało, a co mogło się stać – mówi Zbyszek Kowyk. – Trzeba z nimi rozmawiać potocznym językiem, a komunikaty muszą być jasne i czytelne.
– Podkreślam, że mają pracować bezpiecznie, bo czeka na nich rodzina – dodaje Przemysław Przybylski. – Mówię, że nie warto skracać pracy o 5 minut, a w zamian na pół roku wylądować w szpitalu. Część pracowników sądzi, że każdy wypadek, który zdarzy się podczas pracy, zostanie zakwalifikowany jako wypadek przy pracy. Są przekonani, że dostaną odszkodowanie i odpoczną na chorobowym. Tymczasem, jeśli postępowanie powypadkowe wykaże, że zdarzenie nastąpiło z powodu rażącego niedbalstwa pracownika, to zespół powypadkowy może zdecydować, że to nie jest wypadek przy pracy. Stanie się tak, jeśli np. pracownik transportuje obrzeża bez rękawic i zanim złamie palec, to majster trzy razy zwróci mu uwagę, żeby założył rękawice. Podobnie, jeśli na budowie jest zakaz przemieszczania się na maszynach, a do wypadku dojdzie z powodu złamania tego zakazu.
- Pracownikom nadzoru zawsze zwracam uwagę, jak są ważne odprawy poranne i rozmowa z pracownikami produkcyjnymi o tym, co dzisiaj mają wykonać, jakie są zagrożenia i na co powinni zwrócić uwagę – mówi Zbyszek Kowyk. – Podkreślam, że Instrukcja Bezpiecznego Wykonywania Robót musi być jasna i czytelna dla pracowników fizycznych. Odwołuję się przy tym do obowiązków przełożonego i tego, co mu grozi w razie wypadku pracownika.
– Dobrą motywacją są także koszty – dodaje Patrycjusz Słomski. - Nikt nie podchodzi rutynowo do kwestii środowiskowej, jaką jest wycinka drzew, bo grożą nam za to kary finansowe.
- Z nadzorem rozmawiam o odpowiedzialności karnej i cywilnej – dzieli się doświadczeniem Przemysław Przybylski. – Jeśli osoba bezpośrednio odpowiedzialna za pracownika nie dopilnowała czegoś, w grę wchodzi nie tylko kwestia odszkodowania z ZUS. Dostęp do usług prawniczych jest coraz szerszy i przełożonemu realnie zagraża powództwo cywilne. Dla większości z nas podstawową motywacją jest jednak życie i zdrowie drugiego człowieka. Każdy z nas ma rodzinę i każdy chce wrócić z pracy do domu. Nikt nie chce żyć w świadomości, że przez jego niedopatrzenie, zaniedbanie czy oszczędności zginął człowiek. Znam takich dyrektorów oddziału, menadżerów projektu czy kierowników budowy, którzy doświadczeni przez wypadek śmiertelny na budowie zrezygnowali z kilku przetargów na kontrakty, o których wiedzieli, że nie są w stanie zapewnić pracownikom bezpieczeństwa.
- Ważnym sposobem zapobiegania rutynie są szkolenia informacyjne, okresowe oraz instruktaże stanowiskowe. Podczas szkoleń wciąż spotykam pracowników, którzy mówią: „od 15 lat pracuję w budownictwie i nic mi się nie stało, to w przyszłości nic mi się nie stanie”. A to przecież nieprawda – mówi Marcin Stelmaszczyk. - Kiedy widzę nieprawidłowe zachowanie na budowie, podchodzę i tłumaczę możliwe konsekwencje wypadku, do którego rutyna może doprowadzić. Część pracowników zacznie pracować bezpiecznie, a część po moim odejściu znowu wróci do rutynowego postępowania.
– Często podaję przykłady z życia, konkretnego wypadku, który się pojawił w takiej sytuacji – dzieli się doświadczeniem Patrycjusz Słomski. – Używam też przykładu, że to, że 150 razy przebiegliśmy przez ulicę na czerwonym świetle, nie daje nam żadnej gwarancji, że za 151 nie wpadniemy pod samochód.
– Przy poważnych zdarzeniach potencjalnie wypadkowych od dyrektora oddziału wychodzi alert, na przykład z prośbą do kierowników budowy o sprawdzenie, czy sposób wykonywania robót przy liniach napowietrznych jest bezpieczny – podaje przykład Zbyszek Kowyk. – Alerty i spotkania na budowach na jakiś czas zwiększają uwagę pracowników. Jednak po roku czy dwóch znowu wraca monotonia i pracownicy potrafią zapomnieć o podstawowych zasadach BHP. Walka z rutyną nigdy się więc nie kończy...
Wnioski? Budownictwo jest branżą utrzymującą się w czołówce niechlubnej listy rankingowej jeśli chodzi o liczbę wypadków przy pracy. W tej dziedzinie pożądane jest doświadczenie i biegłość w wykonywaniu swojej pracy, ale konieczna jest także pełna koncentracja i bieżące analizowanie sytuacji. Najmniej pożądane podczas wykonywania robót budowlanych są działania rutynowe – niska koncentracja, brak wyobraźni oraz osiąganie celu idąc „na skróty”.
*
Osiem największych firm budowlanych w Polsce podpisało Porozumienie dla Bezpieczeństwa w Budownictwie, by wyeliminować wypadki na budowach. W firmach: Bilfinger Infrastructure, Budimex, Hochtief Polska, Mostostal Warszawa, Mota Engil, Polimex Mostostal, Skanska i Warbud BHP stoi na dobrym poziomie i nadszedł czas, by wspólnie wypracować standardy, których te firmy będą wymagać od swoich podwykonawców. We wszystkich firmach-sygnatariuszach obowiązuje już jednolity wzór Instrukcji Bezpiecznego Wykonywania Robót oraz wspólny ramowy program szkoleń informacyjnych. Więcej o Porozumieniu na stronie www.porozumieniedlabezpieczenstwa.pl