Co czeka firmy budowlane po EURO 2012?
Już od pewnego czasu firmy budowlane zwracały uwagę, że po EURO 2012 inwestycji, szczególnie tych drogowych, będzie znacznie mniej i przedsiębiorstwa staną przed koniecznością ograniczenia działalności, a więc i zatrudnienia. No i stało się, jesteśmy już po EURO, a w międzyczasie firmom budowlanym przybyło kłopotów.
Rękę na pulsie trzyma Polski Związek Pracodawców Budownictwa (PZPB). Zorganizował kolejną konferencję poświęconą sytuacji w branży budowlanej, tym razem opatrzoną tytułem „Groźba upadłości czy szansa na rozwoju”.
Uczestniczyli w niej szefowie szerokiego spektrum firm budowlanych (tych największych włącznie), przedstawiciele organizacji branżowych oraz urzędów państwowych z budownictwem powiązanych.
- Mieliśmy szansę na rozwój i wzmocnienie budownictwa i ta szansa została niestety zaprzepaszczona - powiedział prowadzący konferencję Marek Michałowski, prezes zarządu PZPB. - Zamiast tego mamy ryzyko upadłości wielu firm i zmniejszenie się zatrudnienia w budownictwie nawet o 150 tys. osób. Co się stało w ciągu tych ostatnich lat, w ciągu ostatnich miesięcy? Jakie perspektywy ma budownictwo w najbliższych latach?
Budownictwo jeszcze z dobrymi wskaźnikami
Prof. Zofia Bolkowska przeanalizowała wskaźniki charakteryzujące rynek budowlany. Przypomniała, że kryzysy w budownictwie występują cyklicznie, mniej więcej co 10 lat i nie zawsze kryzys ma tylko negatywne skutki. A wskaźniki na dzisiaj nie są złe. Dzięki budownictwu infrastrukturalnemu budownictwo osiągało wysokie wskaźniki wzrostu. Teraz zapewne dynamika osłabnie, bo nie ma już presji na inwestycje związane z EURO 2012, ale na koniec roku będziemy na plusie, z tym, że budownictwo „skonsumuje” nadwyżkę z pierwszych miesięcy. Bardziej niepokojąca jest sytuacja finansowa firm. Zmalała ich rentowność, a najwięcej w przedsiębiorstwach realizujących zadania w infrastrukturze, które mają rentowność na poziomie minus 6%. Ponad połowa firm budowlanych nie przynosi zysku, a w infrastrukturze nawet 70%. Wzrosło zadłużenie, zatory płatnicze doprowadzają do bankructw (od początku roku upadłość ogłosiło 101 firm). Wykonawcy żalą się, że obowiązujące przepisy są dla nich niekorzystne. Z drugiej strony poznoszą winę za zbyt niską wycenę swoich ofert, do czego również dołożyły się drożejące materiały budowlane i benzyna.
- Na obecną sytuację trzeba spojrzeć z perspektywy 2009 roku - uważa Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. - Pojawiły się wtedy w infrastrukturze kontrakty w skali 10-krotnie większej niż kiedykolwiek. Branża nie była w stanie sama ich przerobić. Myśleliśmy, że jak na rynku pojawia się nowi gracze, to sytuacja poprawi się. Ale tak się nie stało. Zamiast bowiem przywozić do Polski własne zasoby, zaczęli korzystać z naszego lokalnego potencjału. Na rynku nastąpiło spiętrzenie prac, w ofertach pojawiły się nierealne ceny, wzrosły ceny materiałów. Dzisiaj sytuacja jest bardzo trudna i nie ma już czasu i sensu dyskutować, kto jest winien. Teraz trzeba zastanowić się, jak uniknąć tego w przyszłości.
Prezes Budimeksu, zauważa, że fakt, można firmom zarzucać, że „wiedziały gały co brały”, ale też proces inwestycyjny ma swoją specyfikę i nie powinno tak być, że po podpisaniu umowy inwestor publiczny nie chce o niczym dyskutować i pomagać w rozwiązywaniu problemów często niezależnych od generalnego wykonawcy. Całkiem inaczej wygląda to w relacjach z inwestorem prywatnym.
- Owszem, my oferujemy takie a nie inne ceny w przetargach, ale inwestorzy powinni to weryfikować, nie musi przecież wygrywać najniższa cena - zauważa Dariusz Blocher. Fakt, pamiętamy jak Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) cieszyła się, że na kolejnych przetargach ma oszczędności, chociaż nawet laika powinno zaniepokoić, że oferty są bardzo poniżej kosztorysów inwestorskich (nawet o 50%). Eksperci ostrzegali zaś, że za takie pieniądze dróg o dobrej jakości wybudować się nie da...
Błędy są, partnerstwa nie ma
- To o czym teraz mówimy, mówiliśmy również 4 lata temu. Analizę błędów mamy, ale czy wyciągniemy z tego wnioski? - pytał zebranych Adrian Furgalski, dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych TOR, zaniepokojony, że błędy popełniane przy inwestycjach infrastruktury zaczyna przejmować kolej, która teraz stanie się głównym zleceniodawcą dużych inwestycji. - Eldorado środków unijnych doprowadziło do wielu inwestycji, ale pogorszyło sytuację branży budowlanej. A czy branża ta jest traktowana po partnersku? Raczej nie. To są tylko jakieś „uśmieszki” ze strony GDDKiA, ale nie partnerstwo. Tak to nic z tego nie wyjdzie.
A może wielu problemów da się uniknąć, gdy w przetargach wprowadzi się prekwalifikacje - pytał Marek Michalowski. Wtedy nie będzie 10 czy 20 ofert, a tylko 5-6 i to firm, które naprawdę są w stanie to konkretne zadanie wykonać. Kolejne pytanie to dlaczego nie mamy w kraju wypracowanych jednolitych warunków umów na roboty budowlane, jak jest przyjęte w innych krajach UE? I sytuację mamy taką, że przychodzi inwestor ze swoim prawnikiem i tworzą własne umowy, do których wkładają co chcą. I jeszcze jedna kwestia dotycząca cen uwzględnianych w ofercie. Firma dzisiaj składa ofertę, a na plac budowy wejdzie za pół roku, albo po roku gdy jest to formuła projektuj i buduj. Cykl budowy to mniej więcej dwa lata. Kto jest w stanie przewidzieć ceny materiałów budowlanych czy benzyny na tak długi okres? Przynajmniej ta część umowy powinna podlegać rewaloryzacji - podrożało to musi kosztować więcej, staniało to nadwyżkę zdejmujemy z wartości kontraktu.
- Potrzeba bardziej partnerskich relacji, żebyśmy po obu stronach odczuli zasadę „win - win” (wygrywać) - zwrócił się do przedstawicieli urzędów Marek Michałowski.
- Wbrew temu co nam się zarzuca, też staramy się robić wiele - zapewnia Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych (UZP). - Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę, że na rynku pojawiło się korzystne zjawisko konkurencji. Na początku były to średnio 3 oferty, teraz 6. Pojawiła się też w ofertach rażąco niska cena. Dziś, żeby zastosować zasadę eliminacji z przetargu takiej oferty, to musi to na przykład udowodnić Dyrektor GDDKiA. Chcemy zaproponować, żeby to wykonawca udowadniał, że cena jest dla niego realna.
Prezes Sadowy zauważył, że nigdzie w UE nie ma obowiązującej zasady odrzucania z góry najtańszej oferty i każdemu wykonawcy trzeba dać szansę wyjaśnienia. Co do umów wzorcowych, to wcale nieprawda, że są stosowane we wszystkich krajach UE, a tylko u nas nie. Poza tym, w polskim porządku prawnym też można stosować wzory umów FIDIC (owszem można, tylko, że inwestorzy najczęściej wycinają z nich to, co jest korzystne dla wykonawców - red.)
Zapowiedział też, że UZP wkrótce zaprezentuje wzorcową umowę na roboty liniowe.
Kontrakty nie za wszelką cenę
Korzystając z konferencji, Lech Witecki, szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) przekazał wykonawców dobrą wiadomość – jest zgoda ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej na uruchomienie płatności za wykonane roboty by chociaż trochę odblokować zatory płatnicze. Ma to być kwota rzędu 0,5 mld złotych, a wypłaty będą realizowane na podstawie tzw. przejściowych świadectw płatności.
- Będziemy pomagać tyle, na ile będą na to pozwalały pieniądze i przepisy unijne – zapewnił. – Chciałbym jednak powiedzieć, że firmy budowlane nie miałyby dzisiaj takich problemów, gdyby poprawnie przebiegało zarządzanie projektami. Żałuję, że rankingi jakości poszczególnych wykonawców nie były prowadzone od 20 lat. Jak się okazało, po pierwszym ogłoszonym przez nas rankingu, prezesi wymienionych tam firm zainteresowali się, dlaczego niektóre osiągnęły tak słabe wyniki. Na przykład jedna z firm przeanalizowała problem i wyszło, że zawinił czynnik ludzki. Prostymi zabiegami został wyeliminowany słaby punkt i w drugim rankingu ta firma poprawiła jakość dwukrotnie.
Lech Witecki odniósł się także do zarzutów, że GDDKiA uparcie w przetargach na pierwszym miejscu kryterium ceny i przez to wygrywają firmy, które o budowie dróg nie mają pojęcia. Otóż uważa, że dla robót budowlanych nie ma lepszego kryterium niż cena. Problem tkwi po stronie firm, które ją nierzetelnie czy niekompetentnie konstruują, narażając się tym samym na niemożność realizacji kontraktu zgodnie z zadeklarowaną kwotą. Chociaż przyznał, że bardzo by pomogła dokładna definicja rażąco niskiej ceny, bo zgodnie z tą obowiązującą dzisiaj przed sądem nie ma praktycznie szansy obronić swoich racji. Odbił piłeczkę, jakoby wprowadza się pewne przepisy bez konsultacji ze środowiskiem, chociażby w kwestii Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia, które były uzgadniane z Ogólnopolską Izbą Gospodarczą Drogownictwa. Ma też trochę żalu do środowiska budowlanego, że gdy GDDKiA zaczyna postępować inaczej (np. udzielenie zamówienia z wolnej ręki czy wypłaty za faktury po kilku dniach a nie ustawowych 65), uruchamia to lawinę donosów, na budowy wkracza prokuratura bądź CBA.
- Nie podchodźcie do przetargów by wygrać je za wszelką cenę. Nie sztuka bowiem podpisać umowę, sztuką jest ją zrealizować i płaćcie swoim podwykonawcom i dostawcom – prosił szef GDDKiA. Ponoć z powodu zatorów płatniczych, już dzisiaj wiele firm stojących na niższych poziomach „łańcucha pokarmowego” (tak to nazywają wykonawcy) analizuje ryzyko i nie podpisuje umów, które mogłyby ich zniszczyć, czyli doprowadzić do bankructwa.
Coraz większe kłopoty mają firmy duże. Budimex na minusie. Strabag, który ma najwięcej kontraktów z GDDKiA, zanotował spadek obrotów o 40%. Zatrudnienie dzisiaj na poziomie 5,5 tysiąca do końca roku zostanie prawdopodobnie zmniejszone o 1700 osób.
- Ja nie jestem spekulantem tylko budowlańcem – stwierdził Paweł Antonik, prezes Strabaga. - Kto zaryzykuje przewidzieć ceny materiałów czy paliwa na kilka lat w przód? A po podpisaniu umowy inwestor nie chce z nami w ogóle rozmawiać. Również to inwestor powinien weryfikować rażąco niską cenę, powinien tak sprawdzić wykonawcę, by być pewnym, że da sobie radę. My mamy propozycje jak wyeliminować wiele problemów i chętnie usiądziemy ze stroną publiczną przy okrągłym stole.
Ze specustawy o wypłatach z Funduszu Drogowego dla wykonawców dróg i autostrad tłumaczył się Stanisław Żmijan, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Infrastruktury.
- Sejm powinien tworzyć prawo, żeby w przyszłości było lepiej, a tym razem przyszło nam rozwiązać to co się już zadziało – powiedział. – A dlaczego nie dla wszystkich? Żeby taka ustawa mogła służyć całej branży powinna przejść całą procedurę, a nie tryb ekspresowy. Trzeba przemyśleć tryb finansowania takich przypadków, by uniknąć opinii o pomocy publicznej.
A Lech Witecki obiecał, że GDDKiA wprowadzi płatności za materiały budowlane.
Grożba upadłości czy rozwój?
- Mamy teraz chwilę wytchnienia (Polska walczy o kolejne środki, minimum 67 mld euro z Funduszu Spójności UE na lata 2014-2020 - red.), by zastanowić się jak ponownie nie popełnić błędów – podsumował konferencję Piotr Kledzik, nowy przewodniczący Rady PZPB, prezes Bilfinger Berger Budownictwo. – We wszystkich projektach budowlanych, a szczególnie w tych dużych, ważne jest partnerskie podejście inwestora do wykonawcy. Czas trwania kontraktów, stopień ich skomplikowania i skala finansowa sprawiają, że zarówno zamawiający jak i wykonawca muszą współpracować i na bieżąco rozwiązywać pojawiające się problemy.
PZPB sformułuje w imieniu branży budowlanej stanowisko z pokonferencyjnymi wnioskami, które zapewne zostanie przekazane wszystkim decydentom tej branży, z Sejmem włącznie.
Czy dwa lata wystarczą, by problemy, których rozwiązania środowisko budowlane domaga się już znacznie dłużej. Najlepszą pointą, nawiązującą do tytułu konferencji zorganizowanej przez PZPB będzie tu chyba wypowiedź Wiktora Piwkowskiego, przewodniczącego Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa (PZITB):
- Upadłość czy rozwój? Rozwój! Skoro budownictwem rządzi hossa i bessa, to nie popełnijmy tym razem błędu i przygotujmy się do następnej hossy. Mam marzenie, żeby do tej chwili zostało poprawione prawo…