Mikrokawalerki w Krakowie na osiedlu domów jednorodzinnych. Czemu takich inwestycji jest coraz więcej?
Autor: Marek Nickel
Blok z mikrokawalerkami przy ul. Rokitniańskiej w Krakowie
Deweloper budował mikrokawalerki w Krakowie na osiedlu domów jednorodzinnych, choć pozwolenie otrzymał na budowę bliźniaka. Choć nadzór budowlany nakazał wstrzymanie prac, media donoszą, że na budowie wciąż coś się dzieje. Dlaczego tak trudno zapanować nad trendem budowy mikroapartamentów w Polsce?
Spis treści
- Deweloper zbudował mikrokawalerki w Krakowie wśród domów jednorodzinnych
- Skąd popularność mikroapartamentów i czemu powstają z obejściem prawa?
Deweloper zbudował mikrokawalerki w Krakowie wśród domów jednorodzinnych
Sprawę inwestycji przy ul. Rokitniańskiej w Krakowie nagłośniła „Gazeta Wyborcza”. Na osiedlu domów jednorodzinnych w pobliżu skrzyżowania al. 29 Listopada i III obwodnicy firma Cato rozpoczęła inwestycję, która zgodnie z pozwoleniem miała polegać na budowie bliźniaka. Dom miał mieć dwie wysokie kondygnacje z antresolami. Sąsiedzi inwestycji zaalarmowali jednak nadzór budowlany, że w rzeczywistości deweloper stawia budynek wielorodzinny.
Ostatecznie potrzeba było aż trzech kontroli, żeby urzędnicy nadzoru stwierdzili nieprawidłowości i wstrzymali inwestycję. Deweloper przedstawiał bowiem dokumenty, z których wynikało, że wprowadzone w projekcie zmiany są nieistotne z punktu widzenia prawa budowlanego. Dopiero w październiku 2024 r. inwestycja była na tyle zaawansowana, że kontrolerzy mogli stwierdzić, iż deweloper podzielił wnętrze budynku na 16 pomieszczeń mieszkalnych z łazienkami.
Nadzór budowlany nakazał wstrzymanie prac, jednak „Wyborcza” donosi, że na placu budowy wciąż widać robotników. Historia podobnych inwestycji pokazuje, że zdeterminowany inwestor nieraz i tak dopina swego, nawet mimo nakazu wstrzymania prac – sprawa na lata utyka w sądach, a tymczasem budowa jest dokańczana i firma może czerpać zyski.
Skąd popularność mikroapartamentów i czemu powstają z obejściem prawa?
Inwestycji takich jak opisana powyżej jest w Polsce coraz więcej. Budynki z kilkunastometrowymi lokalami wyrastają jak grzyby po deszczu, nieraz w miejscach, gdzie zabudowy wielorodzinnej nigdy nie planowano lub wręcz nie dopuszcza jej plan miejscowy. Jak to możliwe? Najczęściej deweloperzy wykorzystują lukę w przepisach. Stawiają budynek, który w świetle prawa nie zawiera mieszkań, tylko lokale usługowe. Mimo to lokale te są następnie sprzedawane jako mikrokawalerki czy mikroapartamenty i w praktyce funkcjonują jak mieszkania. Są też sytuacje takie jak opisana z Krakowa: wewnątrz „domu jednorodzinnego” wydzielane są mniejsze pomieszczenia mogące funkcjonować jak osobne lokale.
Korzyść finansowa dla dewelopera jest tu oczywista. Z kolei z perspektywy nabywcy takie „mieszkania” są bardzo tanie i – mimo bardzo skromnego metrażu – nieraz wystarczające na potrzeby singla. Czyni to z mikroapartamentów atrakcyjny zakup m.in. dla studentów, emerytów i inwestorów chcących zarabiać na wynajmie. Stąd takie lokale są popularne, nawet mimo niedogodności takich jak np. fakt, że nie można się w nich zameldować.
- Czytaj także: Deweloper na miejscu domu kostki postawił 72 mikroapartamenty. Zaskakująca inwestycja w Warszawie
Skoro wszyscy zyskują, to w czym problem? Ano w tym, że takie inwestycje są zwykle uciążliwe dla sąsiadów i generują szereg problemów. Bloki z mikrokawalerkami na osiedlach domów jednorodzinnych powodują zwiększony hałas, trudności z dojazdem i parkowaniem (więcej samochodów) oraz dłuższe kolejki w sklepach, urzędach czy u lekarza. Z kolei budowa mikroapartamentów na terenach przeznaczonych np. pod handel lub usługi powoduje, że dziesiątki czy setki nowych mieszkańców pojawiają się na terenach pozbawionych odpowiedniej infrastruktury i nieraz słabo skomunikowanych.
- Przejdź do galerii: Patodeweloperka Warszawa. I tak niestety buduje się w Warszawie. Zdjęcia
Autor: Szymon Starnawski
Bliska Wola Tower składa się z trzech wysokich na niemal sto metrów wieżowców wypełniających w całości niewielką działkę. Zw względu na skojarzenia z Azją, mieszkańcy stolicy nazwali tę patodeweloperkę warszawskim Hongkongiem