Filharmonia Szczecińska. Wywiad z architektem
Filharmonia to nie jest zwykły budynek. To ważny budynek. Może przynieść miastu zmianę – twierdzi Alberto Veiga, jeden z projektantów Filharmonii Szczecińskiej, jednej z najważniejszych nowych inwestycji kulturalnych w Polsce. Budynek Filharmonii Szczecińskiej nagrodzony został prestiżową nagrodą im. Miesa van der Rohe
Maja Mozga-Górecka, Architektura-murator: Pana biuro koncentruje się głównie na konkursach publicznych. To dla adrenaliny?
Alberto Veiga: Kiedy zaczynaliśmy 10 lat temu, był to jedyny sposób, żeby w ogóle dostać jakieś zlecenia. W Hiszpanii organizowano wówczas dużo konkursów. Na początku były więc dla nas koniecznością, a nie filozofią działania. Później odkryliśmy, że dzięki nim możemy realizować taką wizję architektury, jaka nam odpowiada. I tak przerodziło się to w filozofię. Sama idea konkursu jest dla nas ważna, pasuje do naszego sposobu myślenia. Wybieramy projekty, które dają szansę na zaproponowanie czegoś wyjątkowego. W najlepszym okresie startowaliśmy w ośmiu rocznie, ale zazwyczaj nie jest ich więcej niż 5-6.
Budynek filharmonii tkwi między dwiema ulicami i komendą policji, trzeba szybko wchodzić do środka, by nie zagradzać drogi innym.
Nie mieliśmy do dyspozycji wiele miejsca przed budynkiem. Dlatego przekształciliśmy główne foyer w mały skwer. Idea przestrzeni publicznej jest wprowadzona we wnętrzu. Tam można się umówić, poczekać, porozmawiać.
Jak wiele wiedzieli Panowie o Szczecinie przed wzięciem udziału w konkursie?
Nie wiedzieliśmy nic. Pojechaliśmy tam jak turyści. Zwykle, gdy przygotowujemy projekt, odwiedzamy dane miejsce kilka razy. Najpierw, gdy mamy luźne pomysły. Potem, gdy pomysł się już wykrystalizuje, ponieważ chcemy zobaczyć, czy zagra z miejscem.
Władze Szczecina chciały ikony. Robią Panowie ikony?
Raczej nie. Moim zdaniem władze Szczecina szukały sposobu, na wymyślenie od nowa tego miejsca. To postindustrialne miasto, które próbuje ponownie odkryć swą duszę. Filharmonia to nie jest zwykły budynek. To ważny budynek. Może przynieść miastu zmianę. Nie projektowaliśmy ikony, chociaż bryła ma bardzo ekspresyjny, charakterystyczny dach. Była to naturalna reakcja na to miejsce – smukłe drzewa, spadziste dachy. Szukaliśmy pomysłu na budynek, który by odzwierciedlał otoczenie w skondensowanej formie. Wiem, że ikona to niebezpieczne słowo. Ale mimo to go nie odrzucam. Są miejsca, którym potrzebny jest ten rodzaj architektury.
Wasze budynki pokazują konsekwentne poszukiwanie nowych form. Z drugiej strony podkreślacie, że ważny jest dla Was kontekst. Czy to nie wywołuje ciągłego napięcia?
To prawda. Jako architekci chcemy coś ludziom przekazywać, odkrywać coś dla nich. Słowo kontekst to dla nas szerokie pojęcie, niesprowadzalne do fizycznej rzeczywistości. Wszędzie staramy się znaleźć najistotniejsze cechy danego miejsca najistotniejsze, a następnie uchwycić je w ekspresyjnej, ale prostej formie. Próbujemy nie tylko spełniać założenia programowe, przestrzegać przepisów i pilnować budżetu, ale również – poprzez formy i gesty naszej architektury – przefiltrowywać to, jak rozumiemy i postrzegamy daną przestrzeń. To rodzi napięcie. Chcemy zmieniać miejsca na lepsze. Jeśli ktoś nie jest przekonany, że potrafi to zrobić, nie powinien robić niczego.
(....)
Z Alberto Veigą, jednym z założycieli hiszpańskiej pracowni architektonicznej Barozzi/ Veiga rozmawiała Maja Mozga-Górecka. Cały wywiad ukazał się w miesięczniku Architektura-murator nr 7/2014 (238) w rubryce Zawód Architekt.