Z wizytą na budowie Muzeum Warszawy przy Rynku Starego Miasta w Warszawie. Ogromna inwestycja dobiega końca…
Muzeum Warszawy mieści się w samym sercu warszawskiej Starówki. Realizacja inwestycji była niezwykle trudnym wyzwaniem. Zarówno ze względu na lokalizację, jak i ogrom zadań do wykonania. O przebiegu modernizacji opowiadają Joanna Dudelewicz – kierownik projektu z ramienia Muzeum Warszawy oraz Robert Wanat, kierownik budowy – firma Castellum.
Od 2015 roku trwają wytężone prace na budowie, a przecież to nie wszystko. Proces zdobywania niezbędnych pozwoleń i środków finansowych rozpoczął się dwa lata wcześniej i był równie wymagający. Zdumiewający efekt, który mogliśmy podziwiać w ramach wizyty, to w sumie ponad cztery lata ciężkiej pracy i zaangażowania wielu osób. Wszystko jest już prawie gotowe na wielkie otwarcie Muzeum Warszawy, które odbędzie się 26-28 maja 2017. Aktualnie trwają prace nad realizacją wystawy głównej – Rzeczy warszawskie.
O kulisach doprowadzenia inwestycji do szczęśliwego finału, a także o dalszych planach i marzeniach opowiadają Joanna Dudelewicz – kierownik projektu z ramienia Muzeum Warszawy oraz Robert Wanat, kierownik budowy – firma Castellum.
Na jakim etapie realizacji inwestycji jesteście?
J.D.: Jesteśmy już na etapie wykończenia. Gotowe są wnętrza, odrestaurowane wszystkie detale pochodzące zarówno z okresu odbudowy muzeum w 1953 roku, jak i wcześniejszym, takim jak siedemnastowieczne drewniane stropy polichromowane, detale w sieniach i malowidła. Pracujemy też nad realizacją pierwszego etapu wystawy głównej.
Niewielu zdaje sobie sprawę z ogromu inwestycji. Proszę powiedzieć, ile kamienic należy do muzeum? O jakim metrażu rozmawiamy?
J.D.: Muzeum to aż 11 kamienic po stronie Dekerta. To prawda, że niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Tymczasem powierzchnia użytkowa obiektu to około 8000 m², z czego połowę zajmie wystawa główna. Dla porównania Muzeum Historii Żydów Polskich ma również wystawę główną tej wielkości, z tym że u nich to ogromna przestrzeń na poziomie -1, a u nas zastaniecie labirynt pokoi, korytarzy, zaułków i klatek schodowych. Modernizacja Muzeum Warszawy to gigantyczny projekt. Pierwszy tak duży remont od okresu powojennej odbudowy, co miało miejsce prawie 60 lat temu. Przez kilkadziesiąt lat wykonywano tylko prace doraźne. Budynek był w fatalnym stanie, trzeba było wymienić i zmodernizować wszystkie instalacje. Ogromne wyzwanie.
Myślę, że dotychczas wiele osób spacerując po warszawskiej Starówce nie wiedziało o tym, że mogą zwiedzić Muzeum Warszawy. Wejścia były dość anonimowe, niewidoczne. Czy to się zmieni?
J.D.: Tak. W kilku wejściach dostawiliśmy szklane ściany w przedsionkach. Wszystko po to, aby ożywić pierzeję i móc całorocznie otworzyć wrota muzeum. Mają one zapraszać do wejścia. Trzeba tutaj wspomnieć, że budynek będzie mieścił nie tylko wystawę stałą i czasowe, ale także księgarnię, czytelnię, kawiarnię, salę kinową i punkt widokowy ze zjawiskową panoramą miasta. Muzeum ma być żywym miejscem na mapie tej części Warszawy.
Proszę powiedzieć, kiedy rozpoczęto prace nad inwestycją?
J.D.: Prace ruszyły w 2013 roku. Były to prace nad analizami funkcjonalnymi, przestrzennymi, programami konserwatorskimi, założeniami projektowymi. Następnie kolejno powstawały projekty budowlane, wykonawcze, konserwatorskie. Poza tym musieliśmy przeprowadzić gigantyczną przeprowadzkę, zarówno zbiorów, jak i ludzi. Równocześnie trwały prace nad zdobyciem funduszy.
Skoro jesteśmy przy temacie pozyskiwania funduszy proszę powiedzieć, w jaki sposób inwestycja była finansowana?
J.D.: Aby zdobyć fundusze wzięliśmy udział w konkursie na zdobycie dotacji norweskich (Norweski Mechanizm Finansowy i Mechanizm Finansowy Europejskiego Obszaru Gospodarczego) i udało się. W 2014 roku w czerwcu otrzymaliśmy fundusze, dzięki temu udało nam się również zwiększyć pulę dotacji z Urzędu m.st. Warszawy. Z początkiem 2015 roku mogliśmy ruszyć z budową.
Jaki na dzień dzisiejszy jest koszt inwestycji?
J.D.: To przeszło 80 mln zł. 18 mln zł pochodzi z dofinansowania z funduszy NMF i EOG. Pozostała kwota to wartość udzielonej dotacji celowej Miasta Stołecznego Warszawy.
Wróćmy zatem do początków modernizacji? Jak przebiegały prace?
J.D.: Prace wewnątrz i na zewnątrz budynków były prowadzone tak, aby zachować architekturę wnętrz i detale dawnych kamienic mieszczańskich. I chociaż integralną częścią wystawy mają być eksponaty, chodziło nam też o to, aby we wnętrzach muzeum można było poczuć tą mieszczańską atmosferę. Stąd między innymi klatki schodowe, komin kielichowy, zabytkowe stropy i wiele innych elementów. Dla nas to również eksponaty. Poddaliśmy je gruntownej renowacji, ale nie poprawialiśmy tego, co zostało oryginalnie odkryte.
A elewacje?
J.D.: Na elewacjach są złocenia, polichromie malarskie, kamieniarka, sgraffita. Odtworzenie ich wymagało ogromnego nakładu pracy i konsultacji z wieloma specjalistami. Wszystkie działania poprzedzone były badaniami konstruktorskimi i konserwatorskimi. Również kolor elewacji został wiernie odtworzony. Wybrano go na podstawie badań stratygraficznych, czyli odkrywkowych wielu warstw i analiz konserwatorskich oraz laboratoryjnych. Pokazały one dokładnie, jaka kolorystyka była w 1953 roku, czyli w momencie powojennej odbudowy kamienic.
Jakie prace na budowie były najbardziej uciążliwe?
R.W.: Najgorsze było wyrzucanie gruzu z budynku. Nie mogliśmy zastosować typowego leja, ponieważ strasznie się kurzyło. Jedynym rozwiązaniem było wysypywanie gruzu wiaderkami. Osobiście pilnowałem, aby kontenery były regularnie polewane wodą, szczególnie latem. To była „mrówcza praca”, wiaderek były miliony. Jak podliczyliśmy, wywieźliśmy około 5000 ton gruzu. W najbardziej intensywnych okresach na budowie pracowało nawet 200 osób.
J.D.: Warto podkreślić, że Rynek Starego Miasta to bardzo trudny plac budowy. Dodatkowo jest wizytówką miasta, którą bardzo chętnie odwiedzają turyści.
.
R.W.: Pod względem logistyki bazujemy wyłącznie na wizytówkach z ZDM na wjazd i wyjazd. Mamy ogrodzony plac, ale nasze zaplecze budowy to zaledwie część dziecińca przed kamienicami, właściwie do krawędzi chodnika oraz część lapidarium. W sumie to około 60 m².
A co było największym wyzwaniem dla wykonawcy?
R.W.: Najcięższe roboty były na dachu kamienicy nr 32. Był to jedyny dach pogrążony. Chcieliśmy, aby miał funkcję użytkową, dlatego musieliśmy go rozebrać i podnieść konstrukcję. Docelowo miała tam być wentylatornia. Na początek zdemontowaliśmy wszystkie drewniane elementy i zrobiliśmy wzmocnienie stropu belkami długości 6,5 m. Były one specjalnie prefabrykowane na krótsze odcinki - 3,5 i 3 m. Bardzo kłopotliwy był ich transport na górę. Nie mogliśmy użyć dźwigu, ponieważ musiałby on stanąć obok pomnika Syrenki, co z oczywistych względów było wykluczone. Dlatego belki wnoszone były wąskimi klatkami schodowymi. Kiedy już prace na dachu zostały ukończone, trzeba było wnieść centrale wentylacyjne. Tu częściowo udało się użyć dźwigu, ale część musiała być rozebrana i wniesiona klatkami.
Czy coś jeszcze?
R.W.: Bardzo trudne było prowadzenie prac konstrukcyjnych związanych ze wzmocnieniami wszelkich bruzd szczególnie pod kanały wentylacyjne. Wykuliśmy je w ścianach, ciągną się z górnych pięter, aż na parter. Niektóre mają przekrój nawet 50x70 cm. Musieliśmy je wszystkie wzmocnić tzw. gorsetami, które spinały wszystkie kondygnacje. W sumie wykuliśmy 2000 m takich kanałów. To było duże wyzwanie szczególnie, że jak się okazało, kondygnacje połączonych ze sobą kamienic są na różnych poziomach. Podczas prac trafialiśmy na belki stropowe sąsiednich budynków. Wtedy albo rozgałęzialiśmy kanały, albo kotwiliśmy belkę do gorsetu, podpieraliśmy ją specjalną półką, spawaliśmy i dopiero po tych wszystkich zabiegach można było odciąć nadmiar belki. Ponadto w ścianach trafialiśmy na przeróżne zbrojenia poprzeczne. Wszystko musieliśmy obejść. Kiedy o tym opowiadam, wszystko wydaje się proste. Wbrew pozorom nie są to typowe rozwiązania, na początku było trudno, ale kiedy już opracowaliśmy metodę poszło sprawnie. To było bardzo ambitne zadanie. Dodatkowo wykonaliśmy mnóstwo kanałów pod instalacje niskoprądowe.
A jak poradziliście sobie ze starymi fundamentami?
J.D.: To też była gigantyczna praca. Właściwie wiązała się z budową nowych fundamentów. Były one podbijane i izolowane fragmentarycznie. Wszystko zostało odkopane, wyciągnięto większość ogromnych głazów, które pierwotnie pełniły funkcję fundamentów. Jednocześnie pogłębialiśmy piwnice, nawet o 2,5 m, ponieważ pod ich posadzkami zmieściliśmy wszystkie instalacje. Na szczęście kamienice posadowione są na skarpie, a poziom wód gruntowych jest nisko. Wszystko się udało.
Kto czuwał nad przebiegiem prac konstrukcyjnych?
J.D.: Głównym konstruktorem był dr inż. Stanisław Karczmarczyk. To wybitny specjalista, który ma ogromną wiedzę i odwagę w podejmowaniu decyzji. Czasami nawet na pograniczu ryzyka. Nie każdy konstruktor potrafiłby się zmierzyć z problemami jakie napotykaliśmy na budowie.
Co jeszcze wchodzi w zakres prac związanych z modernizacją muzeum?
J.D.: Ten nasz duży projekt to nie tylko prace budowlane i konserwatorskie. To również tworzenie pierwszego etapu wystawy głównej. Wiąże się to z konserwacją i digitalizacją eksponatów. W ramach funduszu norweskiego zdigitalizowaliśmy między innymi wielotysięczną kolekcję malarstwa i sreber oraz cały obiekt. Dodatkowo zakupiliśmy wiele nowych eksponatów, aby uzupełnić i wzbogacić kolekcję. Prace obejmują również wszystkie opracowania merytoryczne, tłumaczenia, tworzenie programów edukacyjnych… Mnóstwo zadań dla wielu osób.
Jakie innowacyjne rozwiązania i technologie zastosowano w budynku?
J.D.: Między innymi w muzeum zastosowano nowoczesny system gaszenia gazem. Takie rozwiązanie w przypadku pożaru nie uszkodzi eksponatów, jest też bezpieczne dla ludzi. Ponadto wszystkie systemy instalacyjne, szczególnie niskoprądowe, są aktualnie najnowocześniejsze na rynku. Właściwie zaprojektowaliśmy je od nowa w trakcie budowy, próbując nadążyć za zmieniającymi się technologiami. Nasz dział IT włożył dużo pracy w to, żeby znaleźć takie rozwiązania i urządzenia, które będą funkcjonowały jak najdłużej oraz aby były kompatybilne z modułami, które dostosowują istniejące instalacje do zmieniających się technologii.
A co z niepełnosprawnymi? Czy oni również będą mogli zwiedzić muzeum?
J.D.: Budynek udało się dostosować dla osób niepełnosprawnych ruchowo na poziomie minus dwa i minus jeden, zero, plus jeden i plus dwa. Zamontowane zostały zarówno windy, jak i podnośniki czy podesty. Pracujemy też nad tym, by w przyszłości dostosować kolejne kondygnacje. Z myślą o osobach z upośledzeniem wzroku lub słuchu wyposażyliśmy obiekt w system multimedialnych audiobook’ów oraz ekranów dotykowych.
Wiem, że macie dla zwiedzających jeszcze jedną atrakcję. Co to jest tzw. latarnia?
J.D.: To najwyżej położony punkt w budynku. Wejdziemy tam zabytkową klatką schodową. Z latarni będziemy mogli podziwiać przepiękną panoramę warszawskiej Starówki. To jedyne takie miejsce w tej części miasta.
Kiedy będą przeprowadzane odbiory techniczne?
J.D.: Przełom lutego i marca 2017.
Równocześnie prowadzicie prace w innych swoich oddziałach. Proszę o tym opowiedzieć?
J.D.: Zgadza się, siedziba główna Muzeum Warszawy na Rynku Starego Miasta to najpoważniejsza inwestycja, ale nie jedyna. W ostatnich latach udało się nam zmodernizować także pawilon w Palmirach, piwnice w Katedrze Polowej oraz na ulicy Brzozowej 11/13 na cele Centrum Interpretacji Zabytku i otworzyć Muzeum Warszawskiej Pragi. Sukcesywnie wyposażamy inne oddziały w najnowsze rozwiązania multimedialne. Pamiętajmy, że mamy wiele dodatkowych, poza wymienianymi wyżej, placówek – chociażby Muzeum na Woli, Barbakan, Muzeum Farmacji. W większości to obiekty zabytkowe, więc potrzeby są ogromne.
Czy pierwsza wystawa oznacza też koniec inwestycji w Muzeum Warszawy?
J.D.: To nie koniec. Chcielibyśmy zadaszyć lapidarium i dostawić zewnętrzną windę, która usprawni komunikację. Zyskalibyśmy wtedy przestrzeń wielofunkcyjną, w której moglibyśmy organizować wernisaże, koncerty, wykłady czy konferencje.
Jakie są dalsze plany i marzenia?
J.D.: Chcielibyśmy bardzo znaleźć dobre miejsce na nasze biura i magazyny pracowni. Gdyby to się udało, zwolniłyby się kolejne przestrzenie w muzeum. Potrzebujemy też bardzo magazynów i pracowni konserwatorskich. Mamy w związku z tym różne plany. Chcielibyśmy wybudować nowe obiekty. Marzeniem naszym jest, aby udostępnić te magazyny dla zwiedzających. Muzeum ma ponad 300 tys. zbiorów z czego tylko około 7-8 tys. będzie prezentowana na wystawie głównej. Jest to nasze dziedzictwo narodowe, powinno być dostępne dla wszystkich.
To bardzo nowoczesne podejście…
J.D.: Tak, chcemy być nowocześni. Podobne miejsca są już na świecie. Nasze wystawy będą również organizowane zgodnie z najnowszymi światowymi trendami. Ponadto do nowego muzeum będzie można przyjść ze swoim ukochanym czworonogiem. Mamy też w planach rozbudowę oferty edukacyjnej dla dzieci.
Jaką rolę ma odegrać Muzeum Warszawy?
J.D.: Chcemy, by w tych wnętrzach była prowadzona opowieść o Warszawie, żebyśmy mogli pokazywać jej fenomen i być przewodnikiem dla mieszkańców i turystów. Każdy będzie mógł stworzyć swoją indywidualną historię. Nasza ambicją jest nie tylko opowiedzenie przeszłości miasta, ale także budowanie poczucia łączności z jego symbolami, tradycją i dawnymi pokoleniami; włączanie w tą wspólnotę wszystkich mieszkańców bez względu na to, czy się tu urodzili, czy wybrali Warszawę na jakiś odcinek swojego życia oraz pokazywanie, że każdy z nas wnosi coś od siebie i wpływa na charakter miasta. Pokazujemy przecież dzieła sztuki i rzeczy codzienne – pamiątki po ludziach i wydarzeniach, opowiadając w ten sposób o tym, jakie to miasto było kiedyś. Kto wie, jakie pamiątki trafią do Muzeum w przyszłości po nas, ludziach, którzy dzisiaj kształtują charakter Warszawy…